Rok 2017 był dla grupy Tim rekordowy pod względem obrotów, które przekroczyły 719 mln zł. Od stycznia do maja 2018 r. obroty grupy sięgnęły już 293,1 mln zł i były o 19 proc. wyższe niż przed rokiem. Czy to tempo utrzyma się w całym roku?
Liczymy na utrzymanie wysokiej dynamiki w całym roku. Warto jednak zwrócić uwagę, że na rozkład sprzedaży w samym Timie w konkretnych miesiącach mocno wpływa liczba dni roboczych. To głównie w tych dniach nasi klienci robią zakupy. Jednak dla nas dużo ważniejszy od poziomu sprzedaży jest wynik finansowy. Tim nie walczy o to, by być największą, lecz najsilniejszą firmą w branży. A to oznacza, że nie sprzedajemy produktów za wszelką cenę, poniżej pewnej rentowności. Bardzo uważnie i precyzyjnie zarządzamy cenami. Dzięki temu na tak konkurencyjnym rynku udaje nam się poprawiać rentowność – i to przy wzroście przychodów. W I kwartale poprawiliśmy marże na wszystkich poziomach i ten trend chcemy utrzymywać także w kolejnych okresach.
Czy tego wzrostu marż nie przyhamuje presja na wzrost wynagrodzeń?
Działamy proaktywnie, aby minimalizować to ryzyko. Możemy pochwalić się sukcesem. Przy wzroście sprzedaży o 19 proc. w I kwartale tego roku nasze koszty operacyjne wzrosły o 12 proc. To oznacza, że trzymamy koszty mocno w ryzach. Pomimo że rośniemy w szybkim tempie, od dwóch lat mamy zamrożone zatrudnienie w spółce. To wszystko możliwe jest dzięki automatyzacji, a jej elementem jest także uruchomienie sprzedaży internetowej. Automatyzacja m.in. procesu zakupów, przyjmowania zamówień czy magazynowania towaru jest naszą odpowiedzią na rosnące wynagrodzenia w polskiej gospodarce. Jako pionierzy nie mamy łatwego zadania, bo w wielu obszarach dopiero przecieramy szlaki dla całej branży. Przed laty jako pierwsi spośród hurtowni elektrotechnicznych utworzyliśmy magazyn centralny, później pierwsi uruchomiliśmy sklep internetowy, zmieniliśmy model biznesowy na hybrydowy, z mocnym oparciem na e-commerce i likwidacją lokalnych hurtowni. Wyznaczamy trendy na rynku.
Jaki więc będzie kolejny krok Timu?