Za ocean wybierają się kolejni polscy piłkarze. Od kilku miesięcy gra tam Przemysław Frankowski, niedawno na przeprowadzkę zdecydował się Adam Buksa, a ostatnio Jarosław Niezgoda – podstawowy napastnik walczącej o mistrzostwo Polski Legii Warszawa, najbogatszego polskiego klubu.
Stany Zjednoczone przestały być wyłącznie krajem baseballu, koszykówki czy futbolu amerykańskiego. To coraz bardziej ziemia obiecana dla futbolu europejskiego, dla niepoznaki nazywanego za oceanem soccerem. Ten, kto myśli, że piłka nożna ciągle jest tam traktowana z przymrużeniem oka, może się bardzo mocno zdziwić. To już potężny biznes, który kusi coraz lepszych piłkarzy. Oczywiście Major League Soccer (MLS) to ciągle ubogi krewny NBA czy futbolowej NFL, ale coraz odważniej zdobywa dla siebie kawałek finansowego tortu. Kiedyś jeździło się do USA na piłkarską emeryturę, dzisiaj na przenosiny decydują się zawodnicy w sile wieku, którzy jeszcze wiele lat kariery mają przed sobą.
Czemu tak robią? Oczywiście ważny jest poziom sportowy, komfort życia w USA, ale też stabilność ligi, wypłacalność klubów i coraz wyższe kontrakty. Zasada jest prosta i taka sama we wszystkich amerykańskich ligach zawodowych, od baseballu przez hokej, koszykówkę, futbol amerykański aż po soccer. Biznes musi przynosić właścicielom zyski. Nie może być tak, jak często jest w Europie, że w imię historii czy ambicji żyje się na kredyt, a zarabianie to tylko miły dodatek do sportowych sukcesów.
W Polsce też tak się zdarza. Bogusław Leśnodorski, który pomagał rok temu w ratowaniu Wisły Kraków, stwierdził, że na klubie „nie da się nie zarabiać". Amerykanie takich wątpliwości nie mają – na soccerze można i trzeba zarabiać.
Jak to możliwe? Trzeba przyznać, że model biznesowy, jaki przyjęli, w Europie, nie istnieje (przynajmniej na razie). W MLS wszystkie kluby są własnością ligi, która jest po prostu jednym wielkim przedsiębiorstwem. Brzmi nietypowo, zwłaszcza że równolegle można przeczytać o właścicielach, którzy są równocześnie udziałowcami ligi. Wszystko się zgadza – to po prostu operatorzy, którzy są bardziej partnerami w interesach niż rywalami. Jeśli sukces odnosi jeden z nich, to odnoszą go wszyscy, bo wszyscy na tym zarabiają. Każdy nowy operator drużyny, przejmując prawa do zarządzania, płaci określone wpisowe i staje się jednym z partnerów zarządzających.