Jeszcze niedawno wydawało się, że rynek IPO na GPW jest niemalże martwy i przez to jedna z podstawowych funkcji rynku kapitałowego w Polsce po prostu nie funkcjonowała. Oferta akcji Żabki trochę przekreśla tę czarną wizję. Warto się więc zastanowić, jakie wnioski można z tego wyciągnąć.
Po pierwsze, rynek wydaje się być głodny dużych i przede wszystkim interesujących podmiotów. To długoletni problem naszego rynku, na którym spółki o dużej kapitalizacji często ciężko zapisać do kategorii wzrostowych i interesujących dla szerokiego grona inwestorów, w tym zagranicznych. Kapitał zagraniczny dokładnie widzi sukces gospodarki Polski, ale nie jest mu łatwo zdobyć na niego w miarę bezpośrednią ekspozycję poprzez rynek kapitałowy. Zresztą samo IPO Żabki pokazuje, że w przypadku większych podmiotów głównym rozgrywającym pozostaje zagranica. To do niej trafi bowiem większość oferty. Kapitał krajowy, szczególnie ten instytucjonalny, nie jest w komfortowej formie. Mimo właśnie obchodzonej drugiej rocznicy hossy na rynkach światowych z krajowych funduszy akcji widać większe odpływy niż napływy. W konsekwencji ciężko jest liczyć na udane IPO większej spółki, która nie znajdzie uznania w oczach kapitału zagranicznego i to drugi ważny wniosek. Trzecim i trochę zaskakującym jest wysokie zainteresowanie wśród klientów indywidualnych. Pokutuje przekonanie, że giełda nie jest w głównym kręgu zainteresowania klientów detalicznych. Jak widać, znana marka potrafi to zmienić, a jeszcze bardziej chyba wizja możliwości szybkiego zarobku. Wydaje się bowiem, że większość osób, które uczestniczyły w zapisach, będzie chciała relatywnie szybko zainkasować spodziewany zarobek. Niezależnie jednak, jak traktować ten kapitał, jego skala pokazuje, że ciekawe oferty mogą liczyć na niemałe zainteresowanie.
Na chwilę obecną ważne może być pytanie, czy IPO Żabki rozrusza krajowy rynek, który od maja zauważalnie osłabł. Wydaje się, że bardziej ożywić może sam rynek IPO. Zresztą już słychać o kolejnych możliwych debiutantach, którzy mogą nawet chcieć przyspieszyć swoją ofertę. Lepiej bowiem kuć żelazo, póki jest gorące, a kapitał z nadsubkrypcji nie został zagospodarowany gdzieś indziej. Żabka miała jednak przewagę, gdyż była pierwsza, największa i najbardziej znana. Naśladowcy mogą mieć nieco trudniej i zależeć będą także od tego, jak będą wyglądały notowania akcji nowego debiutanta. W krótkim terminie wsparciem dla nich powinien być fakt dużego zainteresowania w samym procesie budowania księgi popytu. Niemniej w dłuższym czasie główna strona kupująca w samym IPO, czyli zagranica, niekoniecznie będzie chciała się doważać, a może nawet zmniejszać swoje zaangażowanie. Po drugiej stronie miałby stać kapitał krajowy, a ten siłą niestety nie grzeszy. Tym samym wracamy do sedna problemu. Jest nim baza lokalnego kapitału skłonna do długoterminowych inwestycji obarczonych ryzykiem. Na chwilę obecną Żabka w tej kwestii wydaje się niewiele zmieniać.