Rządzący dbają jednak o to, żeby banki zbyt dużych zysków nie pokazywały. Dba o to także UE. Banki czekają ma wyrok TSUE ws. wynagrodzenia za korzystanie z kapitału, ale w zeszłym tygodniu w tej sprawie wypowiedział się Anthony Collins, rzecznik generalny TSUE. Jego opinie nie są wiążące dla TSUE i nie przesądzą o wydaniu takiej samej opinii, zdarzają się od tego odstępstwa, jednak w większości przypadków Trybunał obiera podobną linię. Opowiedział się mocno po stronie konsumentów, uznając, że to właśnie konsument może domagać się dodatkowych świadczeń od banków poza odsetkami i płatnościami wynikającymi z umowy, ale ocena zasadności tych pozwów będzie leżeć po stronie krajowych sądów i uzależniona będzie od krajowego prawa. Akcentował głównie poszkodowanie konsumenta i przywracanie sytuacji, w jakiej znalazłby się, gdyby nie było niekorzystnych zapisów w umowie. Inne zupełnie stanowisko zajął w przypadku banków, gdzie nie widzi możliwości, aby według unijnych przepisów mogły domagać się dodatkowego wynagrodzenia za kapitał od umowy nieważnej w świetle prawa.
Pomijając bardziej zawiłą argumentację prawną, stanowisko rzecznika jest jednoznacznie korzystne dla kredytobiorców. I tylko po części taka opinia była oczekiwana przez rynek. Mówiono o tym, że małe są szanse na to, aby banki miały prawo do dodatkowego wynagrodzenia za kapitał. Natomiast nie sądzono, że rzecznik TSUE zasugeruje, iż dodatkowe prawa do dochodzenia roszczeń należą się konsumentom.
Początkowo wszystkie banki zaczęły dołować, a dopiero później rynek poszedł po rozum do głowy i oddzielał banki frankowe od niefrankowych i banki mocno dokapitalizowane od tych mogących mieć problemy. W efekcie na koniec czwartku indeks WIG-banki tylko nieznacznie się obniżył, a niektóre banki nawet wyraźnie poszły w górę. W piątek jednak spadki sektora przybrały na sile. Generalnie bowiem oczekiwania na taką decyzję TSUE to negatywny news dla sektora, zwiększający według różnych szacunków maksymalny poziom rezerw dla ryzyka frankowego od kilkunastu do kilkudziesięciu mld zł.
Czy to oznacza, że o bankach jako spółkach, których akcje warto mieć, można zapomnieć? Raczej nie. Po pierwsze to ryzyko w pewnej części było już uwzględniane w wycenach. Po drugie, teraz banki mogą mieć większą motywację do dopracowania ugód z klientami. Po trzecie KNF może próbować ulżyć bankom, dalej luzując warunki badania zdolności kredytowej, a banki zyskują jakiś argument, żeby bronić się np. przed przedłużeniem wakacji kredytowych. Na zapaści całego sektora w Polsce nikt by nie zyskał, więc nie zakładam woli politycznej do dociążania banków kolejnymi kosztami. Po czwarte nie wszystkie banki mają na bilansie kredyty frankowe, a dla całego sektora w długim terminie lepsze jest zdjęcie już wszystkich ryzyk dotyczących franków.