Trzysesyjny wzrost indeksu S&P 500 ze środy, z czwartku i piątku w ubiegłym tygodniu o 5,5 proc. był najsilniejszym tego typu ruchem od połowy marca bieżącego roku, kiedy to podobnie jak ostatnio indeks ten wyszedł po dłuższym okresie słabości na najwyższy poziom od 3 tygodni.
Można to uznać, za potwierdzenie hipotezy, że dołek cen akcji w Stanach Zjednoczonych z 20 maja był dołkiem cyklu dziesięciotygodniowego. Lekkie spadki z ostatnich dni wydają się ruchem powrotnym do poziomu lokalnego szczytu z 17 maja tego roku, po zakończeniu którego – dziś? – powinna rozpocząć się druga faza wzrostu, chociaż na razie trudno sądzić, by mogła ona wyprowadzić indeks wiele powyżej poziomów szczytów z przełomu kwietnia i maja (4287–4300 pkt.).
Z drugiej strony widoczna na naszym indeksie WIG20 od października ubiegłego roku pseudoelliottowska piątka spadkowa ze środkiem w przeddzień początku inwazji Rosji na Ukrainę sugeruje, że trwa już jej korekta, która mogłaby dojść w ciągu najbliższych miesięcy do poziomu szczytu ostatniej korekty wzrostowej, czyli prawie do poziomu 2200 punktów. Obserwowany niedawno skrajny pesymizm polskich inwestorów indywidualnych ankietowanych przez SII osiągnął poziom obserwowany wcześniej jedynie przez pół roku, począwszy od końca czerwca 2018 roku. Ówczesna korekta wzrostowa WIG20 trwała przez siedem miesięcy do stycznia 2019 roku i zakończyła się wyjściem indeksu na najwyższy poziom od dziesięciu miesięcy.
Problem z tą analogią polega na tym, że rynek chyba nie ma raczej aż tyle czasu na kreślenie jakichś skomplikowanych korekt wzrostowych. Pod koniec września tego roku rozpoczyna się bowiem optymalny dla amerykańskich akcji okres czteroletniego „cyklu prezydenckiego" w Stanach Zjednoczonych. Od 90 lat ktoś kto kupił S&P 500 pod koniec III kwartału w drugim roku po wyborach prezydenckich w USA i trzymał ten indeks przez pięć kwartałów do końca roku przedwyborczego, osiągnął zysk.
Oczywiście jeśli w trakcie 22 kolejnych rzutów monetą 22 razy wypadł „orzeł", to nie znaczy, że tak będzie również za 23. razem (tym bardziej że ostatnio zyski ze stosowania tej strategii nie były jakoś imponujące), ale z drugiej strony trudno całkowicie lekceważyć tendencję utrzymującą się od lat 30. XX wieku.