Od początku roku obserwujemy prawdziwą hossę na rynku obligacji korporacyjnych. Inwestorów zachęcają m.in. wysokie stopy procentowe, niższe odczyty inflacji czy spadające rentowności wynajmu mieszkań. Nie bez znaczenia są też coraz niżej oprocentowane rachunki oszczędnościowe i lokaty, a także brak spektakularnych upadłości emitentów obligacji w ostatnich latach.
Domy maklerskie chwalą się coraz większą liczbą otwieranych rachunków, a rynek emisji pierwotnych bije większość dotychczasowych rekordów. Wszystkie publiczne emisje przeprowadzone na podstawie prospektów w okresie od 1 stycznia do 31 maja zakończyły się redukcjami. Średnia redukcja zapisów na tych ofertach tylko w jednym miesiącu spadła poniżej 30 proc., a od początku roku wynosi aż 42 proc. Zgodnie z prawem oferty proponowane w trybie publicznym bezprospektowym mogą być skierowane do maksymalnie 149 inwestorów. Nic nie wskazuje na to, żeby ustawodawca zamierzał zmienić to ograniczenie, zwiększając dostępność tych ofert dla inwestorów. W tej sytuacji wielu inwestorów szuka obligacji korporacyjnych na rynku wtórnym, co sprawia, że i tam dostępność obligacji staje się coraz mniejsza, a ich ceny rosną.
Biorąc pod uwagę wszystkie te okoliczności, należy się spodziewać, że widoczny już trend proponowania coraz niższych marż i coraz dłuższych terminów do wykupu przez emitentów może przybierać na sile. Na popularności mogą też zyskiwać fundusze obligacji korporacyjnych, na które klienci indywidualni będą mogli „zrzucić” ciężar budowania portfela inwestycyjnego.