Kiedy pojawiły się ETF-y na bitcoina w USA cena samego bitcoina poszła w dół i zeszła nawet poniżej poziomu 40 tys. USD. Sytuacja się jednak uspokoiła i obecnie wycena sięga już powyżej 50 tys. USD. Ten powrót optymizmu to efekt tego, że generalnie na światowych rynkach finansowych panują dobre nastroje?
Sam spadek ceny bitcoina mógł wynikać z tego, że przekształcono zamknięty fundusz Grayscale w otwarty fundusz ETF i w końcu można było z niego wyjść. Inwestorzy, mając tę możliwość, zaczęli wyprzedawać swoje jednostki. Był to silniejszy ruch niż początkowe napływ pieniędzy do nowo powstałych funduszy. Łącznie wyprzedali oni jednostki o wartości prawie 6,5 mld USD. Pojawiły się jednak też napływy do nowych funduszy i obecnie netto wynoszą one już 3 mld USD. Wydaje się, że te napływy nadal będą rosły. Na razie więc to Wall Street przejęło pałeczkę, jeśli chodzi o notowania bitcoina. Obecna korelacja między notowaniami bitcoina a napływami do funduszy wynosi 92 proc.
Do jakich poziomów może nas to doprowadzić? Mamy napływy do funduszy, zbliżający się halving… perspektywy wydają się być obiecujące.
Patrząc na cykle i przeszłość, to największe wzrosty zaczynały się dopiero po halvingu, czyli w tym przypadku miałoby to nastąpić po kwietniu. Jeśli cykl miałby się powtórzyć, to wzrosty powinny trwać do października 2025 r. Nie brakuje natomiast głosów, że ten cykl zostanie nieco zaburzony przez ETF-y. To by oznaczało, że bitcoin ma szansę zaliczyć rajd, jeszcze zanim faktycznie będziemy mieli halving. Biorąc pod uwagę, że każdy kolejny rajd na bitcoinie charakteryzuje się coraz niższą stopą zwrotu – i tak powinno to wyglądać w kolejnych cyklach – to myślę, że cena pomiędzy 92 tys. – 100 tys. USD jest jak najbardziej do osiągnięcia. Za bardzo nie ma obecnie argumentów za tym, by sprzedawać bitcoina. Jeśli ktoś nie ma wyjątkowych potrzeb prywatnych, to mając na uwadze napływający kapitał, trudno jest uzasadniać sprzedaż bitcoinów.
To będzie miało też przełożenie na notowania innych kryptowalut?
Myślę, że z czasem tak się stanie i będziemy też mieli większy ruch na innych głównych kryptowalutach. Na części z nich już w zasadzie mieliśmy rajd, czego przykładem jest chociażby solana. Dużo osób czeka oczywiście też, aż ruch wykona etherum. Wydaje się jednak, że na to trzeba będzie jeszcze poczekać. Rynek kryptowalut jest obecnie wspierany także tym, co dzieje się na rynku akcji. Chodzi głównie o wzrost płynności rozumiany przez wzrost rezerw banków w Fedzie. To związane jest z kolei z operacjami revers repo. Efekt zmniejszania sumy bilansowej Fedu i programu ilościowego zacieśnienia jest tym samym przyćmiewany. Mamy więc ogromną płynność, która zagościła na amerykańskim rynku finansowym, i to dostarcza paliwa do rajdu ryzykownych aktywów.
Rozmawialiśmy ostatnio w listopadzie i wtedy byłeś generalnie optymistą, ale też wskazywałeś, że rok 2024 wcale nie musi być tak dobry dla inwestorów, jak to niektórzy wskazują. Twoja optyka się teraz zmieniła?
Moja optyka się nie zmieniła. Uważam, że część danych, które poznajemy, jest po prostu statystyką, a nie do końca rzeczywistością. Widać to było ostatnio dobrze na przykładzie danych z amerykańskiego rynku pracy. Mowa była chociażby o wzroście płac. W Stanach Zjednoczonych liczy się płace w przeliczeniu na godzinę. Wzrost stawki godzinowej wcale nie wynikał z tego, że faktycznie płace rosły, tylko dlatego, że przepracowano mniej godzin. Siła nabywcza wcale się więc nie zmieniła. Podobnie wygląda sytuacja w przypadku danych z rynku pracy. Liczba etatów rośnie, ale liczba pracujących się nie zmienia od kilku miesięcy. To sugeruje, że coraz więcej osób pracuje na więcej niż jeden etat, a to też nie jest dobre. Kiedyś więc te dane się urealnią, a obecnie żyjemy jednak trochę w zakłamanym statystycznie świecie. Pytanie brzmi, kiedy statystyka spotka się z realiami i tym samym spotkać z nimi będzie musiał się także rynek. Okazać się może wtedy, że te realia nie są tak sprzyjające, jak mogłoby się wydawać. To może być zaskoczenie w dalszej części tego roku.