Stagflacja z opóźnionym zapłonem

Na pierwszy rzut oka kondycja polskiej gospodarki w 2022 r. była bardzo dobra. Wzrost PKB mógł sięgnąć nawet 5 proc. To jednak pozory. W drugiej połowie roku wzrost zahamował, w dużej mierze pod wpływem najwyższej od 26 lat inflacji.

Publikacja: 24.12.2022 16:40

Stagflacja z opóźnionym zapłonem

Foto: SHUTTERSTOCK

Mijający rok przejdzie do historii jako okres najwyższej od ponad ćwierćwiecza inflacji i bezprecedensowych podwyżek stóp procentowych. Ale przełożenie tych szoków na realną gospodarkę wcale nie było ewidentne.

Dziś można szacować, że aktywność w gospodarce, mierzona produktem krajowym brutto, zwiększyła się w 2022 r. mniej więcej tak, jak ekonomiści oczekiwali rok temu. A przecież te prognozy były formułowane przed wybuchem wojny w Ukrainie, która nie tylko spotęgowała szok inflacyjny, ale też uderzyła w handel międzynarodowy, ograniczyła dostawy surowców energetycznych do Europy i przede wszystkim wywołała ogromną niepewność.

Z powodu rosyjskiej agresji na Ukrainę, rozpoczętej pod koniec lutego, rozliczanie ekonomistów z prognoz przygotowanych na przełomie 2021 i 2022 r. nie ma sensu. Powstawały w zupełnie innej rzeczywistości. Warto jednak przypomnieć, że już wtedy wszechobecne było słowo „niepewność”.

Szczególnie wymowny był tytuł raportu z prognozami analityków PKO BP – „Po omacku”. Jego autorzy przyznawali, że do swoich prognoz mają znacznie mniejsze przekonanie niż rok wcześniej do przewidywań na 2021 r. Zwracali m.in. uwagę, że obszarem niepewności będzie polityka fiskalna, a dokładnie te jej elementy, które miały obniżać inflację.

Statystyczne łamigłówki

Dla porządku przypomnijmy: pod koniec grudnia 2021 r. ankietowani przez „Parkiet” ekonomiści przeciętnie spodziewali się, że w 2022 r. wzrost PKB Polski wyniesie 4,5 proc. Punktem wyjścia były wtedy szacunki, według których w 2021 r. aktywność w polskiej gospodarce zwiększyła się o 5,4 proc.

Na pierwszy rzut oka całoroczne prognozy zwiastowały tylko delikatne spowolnienie wzrostu. Faktycznie jednak skrywały założenie, że gospodarka wyraźnie wyhamuje. W czwartym kwartale 2022 r. wzrost PKB miał wynosić 3,7 proc. rok do roku, a pesymiści spodziewali się wyniku poniżej 2 proc.

Pod koniec marca, już po wybuchu wojny w Ukrainie, ale też po pierwszych sygnałach, że natychmiastowego załamania aktywności w polskiej gospodarce nie było, prognozy wzrostu PKB w całym 2022 r. zostały zrewidowane w okolice 3,5 proc. Analitycy powszechnie oceniali, że wojna za naszą granicą nasili tendencje stagflacyjne nad Wisłą – podbije rosnącą już inflację i pogłębi oczekiwane spowolnienie wzrostu. Dziś jednak ekonomiści znów szacują, że mijający rok zakończy się zwyżką PKB o około 4,5 proc. Niektórzy sądzą nawet, że będzie to wynik bliższy 5 proc.

– Paradoks ten wiąże się z dużo wyższym punktem startu. Zrewidowane przez GUS dane pokazały bowiem, że na przełomie 2021 i 2022 r. gospodarka rosła znacznie szybciej, niż pierwotnie sądzono, a przez to skala jej przegrzania okazała się wyższa. Na początku mijającego roku wzrost PKB sięgał około 8,5 proc. rok do roku i dopiero ostre hamowanie w kolejnych kwartałach, już po wybuchu wojny w Ukrainie, sprowadziło dynamikę PKB na znacznie niższy poziom – tłumaczy Piotr Kalisz, główny ekonomista banku Citi Handlowy.

Według aktualnych danych w 2021 r. aktywność polskiej gospodarki zwiększyła się aż o 6,8 proc., najbardziej od 2007 r. W pierwszym kwartale 2022 r. PKB (po oczyszczeniu z wpływu czynników sezonowych) wzrósł o 4,3 proc. w stosunku do czwartego kwartału 2021 r. Wywołało to bardzo silny „efekt przeniesienia”, który doskonale widać było w drugim kwartale. Wtedy odsezonowany PKB zmalał o ponad 2 proc. w porównaniu z pierwszym kwartałem, ale rok do roku i tak zdołał wzrosnąć blisko o 6 proc.

Pożyczka z przyszłości

Spektakularne tempo rozwoju polskiej gospodarki na przełomie 2021 i 2022 r. było w pewnym stopniu pożyczką z przyszłości. Tak można tłumaczyć ogromną rolę, jaką w rozpędzaniu wzrostu PKB odgrywała kumulacja zapasów. Zwykle jest to trzeciorzędne źródło popytu, znacznie mniej istotne niż konsumpcja, inwestycje i eksport. Tym razem było inaczej.

Utrzymujące się od początku pandemii Covid-19 zaburzenia w globalnych łańcuchach dostaw, czego przejawem była niedostępność niektórych komponentów lub długi czas oczekiwania na ich dostawę, skłaniały firmy do zmiany podejścia do zarządzania zapasami. Filozofię dostaw na czas (just in time) zastępowała filozofia dostaw na wszelki wypadek (just in case). Sprzyjał temu szybki wzrost cen materiałów i surowców.

W rezultacie w pierwszym kwartale 2022 r. przyrost „rzeczowych środków obrotowych” dodał do rocznej zwyżki PKB aż 6,7 pkt proc. To bezprecedensowy wynik. Tylko kwestią czasu jest, gdy zapasy w firmach okażą się nadmierne i trzeba będzie je zmniejszać, co obniży dynamikę PKB.

Do trzeciego kwartału 2022 r., wbrew oczekiwaniom wielu ekonomistów, nic takiego nie nastąpiło. Przyrost zapasów ponownie dodał ponad 2 pkt proc. do wzrostu PKB, który wyniósł już tylko 3,6 proc. rok do roku. Oznacza to, że najważniejsze motory rozwoju gospodarki: konsumpcja i inwestycje, się zacięły. W tym sensie w drugiej połowie roku stagflacja stała się faktem.

Wygląda więc na to, że ekonomiści jednocześnie mieli rację i się mylili. O ile bowiem wzrost PKB w 2022 r. może się okazać zbliżony do prognoz z początku roku, o tyle struktura tego wzrostu będzie prawdopodobnie zupełnie inna – mniej optymistyczna.

Rok temu ankietowani przez „Parkiet” ekonomiści przeciętnie zakładali, że inwestycje zwiększą się w 2022 r. o ponad 7 proc., a konsumpcja prywatna o około 4,5 proc. Obecnie wydaje się, że zwyżki obu tych kluczowych składników PKB wyniosły około 3 proc. Pokazuje to, że wzrost PKB – najczęściej stosowana w Polsce miara rozwoju gospodarczego – nie zawsze dobrze oddaje zmiany kondycji gospodarki. To jedna z lekcji mijającego roku.

Słabość inwestycji tłumaczyć można niepewnością, jaka pojawiła się po wybuchu wojny w Ukrainie. Wyhamowanie wzrostu konsumpcji to z kolei bezpośrednia konsekwencja wystrzału inflacji, z powodu której 2022 r. zostanie szczególnie zapamiętany. Wysoka inflacja doprowadziła do spadku siły nabywczej dochodów gospodarstw domowych.

Łatwość przenoszenia kosztów

W 2021 r. wskaźnik cen konsumpcyjnych (CPI), główna miara inflacji w Polsce, rósł średnio w tempie 5,1 proc. rok do roku. Ekonomiści powszechnie liczyli się z tym, że w mijającym roku wzrost cen przyspieszy. Przemawiała za tym przede wszystkim sytuacja na rynku surowców energetycznych i rolnych.

W styczniu analitycy przeciętnie spodziewali się średniorocznego wzrostu CPI w 2022 r. o 7,6 proc., a w skrajnych prognozach pojawiał się wynik bliski 11 proc. (jeszcze nie były znane szczegóły tzw. tarczy antyinflacyjnej, która odjęła od inflacji około 2–3 pkt proc.). W kwietniu, już po wybuchu wojny i wprowadzeniu tarczy, ekonomiści przeciętnie spodziewali się, że w ostatnich trzech kwartałach inflacja wyniesie średnio 10,7 proc. Ostatecznie sięgnęła w tym okresie (prawdopodobnie, nie znamy wyniku z grudnia) niemal 16 proc., a w całym roku powyżej 14 proc.

Szokujące były przede wszystkim zwyżki cen opału, dochodzące do 170 proc. rok do roku. To oczywiście skutek wstrzymania importu rosyjskiego węgla, a później też gazu. Jednak wojna w Ukrainie nie tłumaczy wszystkiego.

– W oczywisty sposób wzrost cen nośników energii podbił wskaźnik CPI i doprowadził ostatecznie do efektów drugiej rundy, a więc do rozlania się szoku cenowego na inne kategorie towarów i usług. Jednak kluczowym czynnikiem, który na to pozwolił, był bardzo silny wzrost popytu krajowego na przełomie 2021 i 2022 r. Przy tak rozgrzanej gospodarce szok energetyczny padł na sprzyjający grunt i się utrwalił – tłumaczy Piotr Kalisz.

Świadczy o tym wystrzał tzw. inflacji bazowej, która nie obejmuje cen energii i żywności. Podczas gdy w listopadzie inflacja ogółem nieco przyhamowała, inflacja bazowa przyspieszyła do najwyższego poziomu w historii danych (od 1998 r.) – 11 proc.

Przepracowana Rada

Konsekwencją inflacyjnych niespodzianek było to, że zupełnie inaczej, niż oczekiwali ekonomiści, potoczyło się zacieśnianie polityki pieniężnej. RPP rozpoczęła cykl podwyżek stóp procentowych w październiku 2021 r. W styczniu – po trzech podwyżkach, które doprowadziły stopę referencyjną NBP do 1,75 proc. – ankietowani przez „Parkiet” analitycy przeciętnie przewidywali, że cykl zakończy się w drugim kwartale 2022 r. Główna stopa NBP miała wtedy wynosić 3,5 proc.

Tymczasem w październiku, gdy RPP zdecydowała się na pauzę w zacieśnianiu polityki pieniężnej, stopa ta (po 11 podwyżkach) doszła do 6,75 proc. Wyżej była ostatnio w 2002 r. RPP utworzona w 1998 r. nigdy wcześniej nie podniosła stóp w jednym cyklu tak znacząco.

Mijający rok zapisze się w historii gospodarczej Polski jeszcze innymi rekordami. – Wojna w Ukrainie, a potem galopująca inflacja pchnęły złotego na najsłabsze poziomy w historii. Nie pomagał też konflikt z UE w sprawie praworządności – przypominają w raporcie ekonomiści z Santander Bank Polska. W pewnym momencie, we wrześniu, za dolara trzeba było zapłacić ponad 5 zł. Poziom ten przebił też chwilowo kurs euro, choć stało się to w marcu.

Niektóre z tegorocznych rekordów miały jednak pozytywny wydźwięk. Na przykład najniżej we współczesnej historii znalazły się wszelkie miary bezrobocia. Ta liczona na podstawie Badań Aktywności Ekonomicznej Ludności w drugim kwartale wyniosła zaledwie 2,6 proc. Tak niskim wskaźnikiem nie mógł się w tym czasie pochwalić żaden kraj UE.

_niezły początek roku, słaba druga połowa

Kondycja polskiej gospodarki w 2022 r. była zarazem powyżej i poniżej oczekiwań

Produkt krajowy brutto Polski, główna miara aktywności w gospodarce, prawdopodobnie wzrósł w 2022 r. o ok. 4,5 proc. To taki sam wynik, jakiego ekonomiści przeciętnie oczekiwali na początku stycznia, czyli przed wybuchem wojny w Ukrainie, która istotnie pogorszyła perspektywy naszej gospodarki. Tak szybki wzrost PKB był jednak w dużej mierze pozorny, wynikał z bardzo udanego przełomu lat 2021 i 2022. Druga połowa mijającego roku przyniosła w zasadzie stagnację aktywności w gospodarce, co w dużej mierze jest skutkiem najwyższej od 26 lat inflacji.

Inwestycje
Rok lepiej zacząć z obligacjami, a później na GPW
Inwestycje
Michał Krajczewski, BM BNP Paribas: Wyceny na GPW są atrakcyjne, ale to za mało. WIG20 wejdzie w trend boczny
Inwestycje
Konrad Ryczko, DM BOŚ: Można być umiarkowanym optymistą
Inwestycje
Inwestycje, których warto unikać przy podejmowaniu decyzji w 2025 r.
https://track.adform.net/adfserve/?bn=78448408;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Inwestycje
Dominika Nawrocka, edukatorka finansowa: Jak znaleźć finanse osobiste do inwestycji
Inwestycje
Marcin Materna, BM Banku Millennium: Hossa nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa