Wojna, którą wywołał Putin, trwa już ponad tydzień. Bezprawna agresja Rosji na Ukrainę ma też skutki ekonomiczno-finansowe. Zaczęły działać sankcje, kurs rubla mocno spadł. W połowie lutego dolar kosztował 75 rubli, a teraz ponad 116 rubli. Jakie będą dalsze reperkusje dla rynków i gospodarek?
Dużo zależy od geopolityki i ciągu wcześniejszych zdarzeń. Rosja zachęcała Zachód tanimi surowcami i część uczestników rynku to skusiło – transferowali oni środki, technologie i inwestycje. Potem mieliśmy brak reakcji Zachodu na wejście Rosji do Gruzji, Osetii Południowej i zajęcie Krymu. To wspierało agresję Rosji. Teraz jednak widać zmianę podejścia Zachodu.
Jeśli chodzi o waluty: podczas tzw. kryzysu rosyjskiego mieliśmy ewenement i wzrost kursu dolara o ponad 300 proc., ale w momencie wejścia Rosji do Gruzji czy na Krym te zmiany były w przedziale od 60 proc. do 130 proc. Aktualna zmiana to około 70 proc. Trudno jednak już teraz analizować te zmiany. Dopiero za miesiąc czy dwa będziemy mogli pełniej ocenić sytuację na rynku walutowym. Konsolidacja NATO i UE daje szansę na zakończenie trwającego konfliktu. Natomiast na pewno już teraz widać zmianę nastawienia inwestorów do naszego regionu, co dobrze obrazuje też lokalny rynek walutowy.
Osłabił się złoty. Mielimy już interwencje NBP. Są też zapowiedzi resortu finansów, że polski rząd będzie wymieniał walutę na rynku, a nie bezpośrednio w NBP. Czy interwencje będą skuteczne? Nie jest potrzebna mocniejsza reakcja na stopach procentowych, żeby zatrzymać deprecjację?