Dokładnie 16 stycznia 1998 r. odbyła się pierwsza sesja, podczas której inwestorzy mogli handlować kontraktem na indeks WIG20. W ciągu 20 lat instrument ten miał lepsze i gorsze momenty. Nie zmienia to jednak faktu, że mimo nawet coraz bogatszej palety pochodnych na warszawskim parkiecie, to właśnie futures na WIG20 nadal cieszą się największym uznaniem inwestorów i budzą największe emocje.
Rynek potrzebował pochodnych
W pierwszym roku wolumen obrotu kontraktami na WIG20 wyniósł około 20 tys. sztuk. Dziś te liczby mogą wywoływać uśmiech na twarzy, jednak na tamte realia wynik ten można było uznać za więcej niż przyzwoity, o czym możemy przekonać się z rocznika giełdowego za 1998 r.
„Do najważniejszych wydarzeń roku 1998 należy zaliczyć uruchomienie rynku instrumentów pochodnych. Ze względu na brak doświadczenia polskich inwestorów w tej dziedzinie rynek instrumentów pochodnych rozwija się powoli i towarzyszy mu wiele działań edukacyjnych, podejmowanych przez giełdę. Biorąc pod uwagę brak wiedzy i doświadczenia po stronie zarówno inwestorów krajowych, jak i instytucji pośredniczących w obrocie – domów maklerskich, za sukces należy uznać fakt, iż w grudniu 1998 r. wolumen obrotów kontraktami terminowymi na indeks WIG20 przekroczył wolumen obrotów, notowanych na giełdzie w Wiedniu, kontraktów na indeks polskich spółek" – czytamy w publikacji GPW.
Jak się jednak okazało później, najlepsze miało dopiero nadejść. Już w 1999 r. wolumen obrotu wyniósł około 200 tys. sztuk, a rok później po raz pierwszy przekroczony został poziom 1 mln sztuk. Było to dokładnie 1,49 mln.
Duża w tym zasługa inwestorów indywidualnych. To właśnie oni od początku istnienia rynku kontraktów terminowych stanowili o jego sile i tak jest nadal. W 1999 r. ich udział w obrotach w tym segmencie rynku wynosił 81 proc. W 2000 r. było to rekordowe 85 proc. Obecnie ich udział w obrotach na tym rynku oscyluje w granicach 50 proc.