Zakończyło się już I półrocze. To chyba był jeden z najciekawszych okresów na rynku surowców i towarów?
Zgadza się. Zmienność na rynku była bardzo duża, co było najpierw związane z obawami o pandemię, a później z hossą na giełdach, która też napędziła to, co działo się na surowcach. Rynek surowców odzwierciedla sytuację fundamentalną, a ta na przestrzeni ostatnich miesięcy mocno się zmieniła. Rynek więc jest bardzo ciekawy, ale z drugiej strony jest on też trochę popsuty przez to, co dzieje się na rynku giełdowym. Mamy najmocniejszą hossę od wielu lat. Inwestorzy szukają wartości i tę wartość też znajdują w mocno przecenionych surowcach. Przypomnijmy chociażby ropę naftową, w przypadku której cena kontraktu terminowego spadła poniżej 0 USD. W I półroczu mieliśmy też bardzo tanie złoto i inne metale szlachetne, co było dość ciekawą sytuacją. Teoretycznie wszystko jednak powróciło do normy. Metale szlachetne też zaczęły zyskiwać. Patrząc całościowo, można nawet zaryzykować stwierdzenie, że rynek surowców jest w tej chwili wykupiony.
Wspomniał pan też, że rynek jest popsuty. To znaczy, że niewiele ma on wspólnego z tym, co dzieje się w globalnej gospodarce?
Praktycznie wszędzie mamy zwyżki, natomiast fundamenty nie do końca to odzwierciedlają. Wystarczy spojrzeć na ropę naftową. Owszem mamy do czynienia z największych cięciem produkcji w historii, natomiast w pełni nie odrodził się jeszcze popyt, a rynek ropy napędzany jest głównie popytem. Można więc mówić o „sztucznych" fundamentach. Wciąż na tym rynku mamy też do czynienia ze sporą nadpodażą, a mimo to cena ropy jest relatywnie wysoko i kontynuuje zwyżki. Podobnie wygląda sytuacja na rynku złota. Tutaj też mamy nadpodaż, natomiast wzrost ceny jest napędzany przez popyt inwestycyjny. Tak jak już wspomniałem, możemy mówić o popsutym rynku, natomiast biorąc pod uwagę to, że mamy ogromną ilość gotówki na rynku, to powoduje, że jest szansa, że większość ruchów wzrostowych będzie kontynuowana.