Z punktu widzenia rynków finansowych (i nie tylko) Warszawa zaściankiem nie jest. Wręcz przeciwnie, jak twierdzą specjaliści, ma szansę stać się centrum finansowym Europy Środkowej i Wschodniej.
Wniosek taki można poprzeć chociażby bardzo dużą liczbą debiutów spółek na warszawskim parkiecie w 2004 r. Ponad trzydzieści nowych firm dało giełdzie w Warszawie trzecie miejsce w Europie, po London Stock Exchange i Euronext. W tym samym czasie w Czechach zadebiutowała jedna spółka, jest zatem z czego być zadowolonym. Zdecydowanie gramy w innej lidze, choć nasze początki były całkiem podobne.
W 2005 r. warszawska giełda oczekuje debiutów około dwudziestu spółek. Bardzo prawdopodobne, że znajdą się wśród nich podobne do PKO BP perełki, jak Polkomtel i PZU. A to oznacza, że dobra dynamika zostanie utrzymana.
Sukces naszego rynku jest tym większy, że jest ona ostatnią państwową giełdą tej skali w Europie. Miejmy nadzieję, że już nie na długo państwową pozostanie. Zresztą, to chyba ostatni moment na dobre przeprowadzenie prywatyzacji warszawskiego parkietu. Oby tylko rok wyborczy tych planów zanadto nie skomplikował, a politycy posłuchali ekspertów i wykazali się dalekowzrocznością.
Istotny jest oczywiście sposób, w jaki giełda zostanie sprywatyzowana. Trzeba będzie podjąć kilka ważnych decyzji dotyczących strategii prywatyzacji: alians strategiczny czy uczestnictwo krajowego rynku finansowego? A może sprzedaż części akcji zagranicznym inwestorom? W końcu akcje giełd są często atrakcyjną klasą aktywów, na których można całkiem nieźle zarobić przy stosunkowo niskim ryzyku. Tak czy owak, dotychczasowy rozwój warszawskiej giełdy pokazuje, że zarządzanie nią jest we właściwych rękach, a warunki do negocjacji prywatyzacyjnych są dziś chyba tak korzystne, jak jeszcze nigdy dotąd. Pozycja wyjściowa jest więc optymalna.