Dla każdego ekonomisty, analityka rynków finansowych czy inwestora informacja jest rzeczą najważniejszą. Im więcej informacji - ale tych kluczowych - tym lepsze zrozumienie procesów gospodarczych czy politycznych. Duże znaczenie ma też czas uzyskania wiadomości. Na rynkach finansowych każda minuta to możliwe tysiące złotych dodatkowego zysku lub szansa na uniknięcie strat. Jednak w Polsce z zarządzaniem dostępem do informacji bywa i różnie, i dziwnie.
Z tak wielkiego znaczenia informacji powinna wynikać wielka dbałość wszystkich instytucji o to, by jednakowa informacja była w jednym czasie dostępna dla wszystkich zainteresowanych za pomocą standardowych kanałów jej przesyłania. W Polsce do standardów jeszcze nam trochę daleko. Szerokim echem na rynku odbijało się w przeszłości publikowanie na stronach internetowych NBP danych o bilansie płatniczym o 1-2 minuty wcześniej niż podawały to agencje informacyjne. Czy to nieświadomy informatyk, czy też brak synchronizacji zegarów - nieważne. Ważne, że część rynku - ta która poszukiwała informacji samodzielnie, nie czekając na agencje informacyjne - mogła mieć je wcześniej niż inni. A jak już wyżej wspomnieliśmy, gdzie jak gdzie, ale na rynkach finansowych czas to pieniądz. Anegdotyczne historie głoszą, że niektóre dane GUS można było wcześniej wydobyć ze strony internetowej urzędu. Rekordem był ponoć dostęp do danych o PKB prawie o 10 minut wcześniej przed terminem. Tutaj jednak trzeba było się wykazać większą wprawą. GUS nie podawał linku (adresu) do tej informacji na swojej stronie, ale miał już stronę z nowymi danymi na swoim serwerze. Kluczem było więc zgadnięcie odpowiedniego linku (adresu) tak, by tę wiadomość odczytać.
Osobną sprawą jest wygląd komunikatu. W każdym komunikacie lub publikowanych danych utworzonych w Wordzie lub Excelu można odczytać wiadomości, które autor niekoniecznie chce udostępniać. Można wejść we własności dokumentu, spoglądając kto i kiedy go tworzył, czasem (w szczególności w danych z GUS) można odczytać, co było poprawiane (włączając opcję śledzenia poprawek). Zabawne bywa to, że czasem GUS przesyła pliki od razu z włączoną tą opcją. Mniej odpowiedzialne jest jednak przesyłanie dokumentów tekstowych z "osadzonymi" wykresami z Excela. W Wordzie widać wykres, ale jak się na niego dwa razy kliknie, to można obejrzeć cały plik arkusza kalkulacyjnego. A doświadczenie uczy, że jest tam czasem więcej informacji, niż GUS publikuje w swoich biuletynach.
Mam nadzieję, że standard publikowania informacji na świecie, jakim jest pdf (lub dowolne inne rozwiązanie, które nie pozwoli odkrywać więcej informacji niż chce ich udzielić ich właściciel) w końcu wyprze pliki, które owe informacje zdradzają. Co ciekawe, na przykład dane o koniunkturze konsumenckiej są rozsyłane przez GUS po publikacji w formacie tekstowym (z opisaną powyżej "usterką"), ale na stronie internetowej znajdują się już w wersji pdf.
Równy dostęp do informacji też bywa fikcją. Czy wszystkie dokumenty rozdawane przez GUS, NBP i MF na konferencjach prasowych są potem dostępne na stronach internetowych tych instytucji? Często odnoszę wrażenie, że nie. W gospodarce nie ma takich informacji, które miałyby być dostępne tylko dla dziennikarzy lub dla wszystkich obecnych na konferencji prasowej, a nie mogłyby być potem opublikowane w internecie.