Ten problem nas ledwie musnął. Ale inni, to mają z nim prawdziwe utrapienie. Chodzi o przedterminowe spłacanie przez rząd długu publicznego. Nasz problem był raczej prosty: wykupić wcześniej część długu zagranicznego, czy wrzucić te 2 mld dolarów w worek bez dna, jakim jest finansowanie bieżących potrzeb budżetu?
Rząd miał, trzeba przyznać, odwagę spłacić część długu, co pozwoliło nie tylko zaoszczędzić nieco na kosztach obsługi, ale też osłabiło presję aprecjacyjną lub inflacyjną, która była nieunikniona, zależnie od sposobu wymiany przez rząd walut na złote. Co prawda, trochę później ta dobra nota wystawiona rządowi przez większość ekonomistów (z chwalebnym, jak zawsze, wyjątkiem prof. Stanisława Gomułki, który za skarby świata nie chciał się pogodzić z wcześniejszym wykupem długu) lekko się nadwerężyła, kiedy na złote zamieniony został i następnie zjedzony collateral. Tak czy inaczej, wyłom został poczyniony (pomimo starań prof. G. i wielopartyjnego legionu polityków, by temu zapobiec).Ale nasze zmartwienia to niewielki pryszcz, w porównaniu z taką Ameryką. Stany, jak wiadomo, za sprawą nie notowanej dekadowej prosperity obrosły gigantyczną nadwyżką budżetową. Ci biedni Amerykanie to dopiero mieli zmartwienie, bo likwidując tę nadwyżkę trzeba by ? na to wyglądało jeszcze do niedawna ? spłacić całkowicie dług publiczny gdzieś tak koło roku 2013. Na szczęście w samą porę Ameryce w sukurs przyszła recesja. Recesja pozwoli najpewniej obciąć podatki nie tnąc równo wydatków. A to da szansę spokojnie zlikwidować nadwyżkę. I pozwoli nie spłacać przedterminowo długu publicznego. Rynki odetchnęły z ulgą.Bo nadwyżka budżetowa i wcześniejsza likwidacja zadłużenia rządowego była dla rynków finansowych prawdziwie hiobową wieścią. Ekonomiści, pochwalający bez opamiętania totalną spłatę długu publicznego, wprawili rynki w osłupienie, a wdzięczny przydomek ?debilowate niemoty? był jednym z najłagodniejszych, używanych pod ich adresem przez dealerów.No, bo tak: bez nowych emisji pewnych papierów rządowych nie ma dobrego benchmarku dla chcących się zadłużać podmiotów z sektora prywatnego; bez rządu spada poważnie płynność na rynku papierów dłużnych, a im mniej płynny rynek, tym wyższej premii za ryzyko żądają inwestorzy; rynek instrumentów pochodnych staje się szybko drogim luksusem; bank centralny bez papierów rządowych ma mniej instrumentów dla przeprowadzania operacji otwartego rynku; bez obligacji amerykańskich zawęża się z kolei pole do lokowania rezerw dewizowych przez banki centralne na całym świecie. Zdecydowanie najgorzej mają fundusze inwestycyjne, szczególnie emerytalne, które surowe regulacje zmuszają do lokowania środków w pewnych, choć nisko dochodowych, długoterminowych instrumentach rządowych.Słowem ? dla uczestników rynku już sama tylko nadwyżka budżetowa, czyli redukcja potrzeb pożyczkowych państwa, nie wspominając już o buy backu rządowego długu, oznacza pasmo nieszczęść.A dla polityki gospodarczej? Za sprawą nadwyżki odwołane zostały emisje 30-letnich obligacji w Stanach i Wielkiej Brytanii. Spowodowało to spadek dochodowości. W ślad za tym, co zrozumiałe, spadły długoterminowe stopy procentowe. A skoro tak, to dla ochłodzenia gospodarki stopy krótkookresowe, regulowane przez Fed, musiały rosnąć bardziej, a dla ożywienia ? spadać szybciej, niż wynikałoby to z potrzeby regulowania krajowego popytu. Trzeba przyznać, że to bardzo nieprzyjemne.Stąd zapewne ubiegłoroczna zaskakująca na pierwszy rzut oka propozycja OECD, by zobowiązać rządy do utrzymywania pewnego minimalnego poziomu długu publicznego brutto, co pozwoliłoby zachować płynność na rynku obligacji, a ?nadwyżki? rządy mogłyby dowolnie lokować w prywatnych aktywach. Ale czy taka perspektywa ? to znaczy pożyczanie przez rząd pieniędzy, emisja obligacji, pomimo nadwyżki budżetowej, a w konsekwencji upaństwowienie jakiejś części rynku prywatnych aktywów, powinna nas cieszyć?Na szczęście Amerykę, jak zawsze w dobrym momencie, ogarnia recesja. Kwestia staje się więc czysto teoretyczna. Możemy spać spokojnie. Długi rządowe są i ? na to wygląda ? zawsze będą. Gospodarka ich potrzebuje. A my to w ogóle mamy dobrze: wiadomo, Polska nie Ameryka. N