Zalecenie zwiększenia przejrzystości polityki pieniężnej w Polsce sformułowała w ubiegłym roku OECD, zwracając uwagę na potrzebę jaśniejszego przedstawiania miar inflacji bazowej przez NBP. Oprócz przeglądu zasadności podawania niektórych jej kategorii, w szczególności dyskutowanego już publicznie problemu wskaźnika cen o największej zmienności, można dodatkowo rozważyć ich publikację z dokładnością do dwóch miejsc po przecinku. Czasami bowiem skala zaokrągleń prowadzi do formułowania błędnych oczekiwań, co niepotrzebnie wprowadza dodatkową niepewność.
Ideałem byłoby porozumienie GUS i NBP w sprawie wprowadzenia indeksu cen analogicznego do bazowego miernika cen PCE (personal consumption expenditure price index) w Stanach Zjednoczonych. Dzięki niemu można by na bieżąco mierzyć efekt substytucyjny zmian koszyka konsumpcji pod wpływem zmian cen. Jednak w obliczu planów przystąpienia do strefy euro i harmonizacji miar inflacji może być już na to za późno. Pozostaje jednak mieć nadzieję, że wskaźnik ten zostanie kiedyś zastosowany do pomiaru inflacji we wszystkich krajach posługujących się wspólną walutą.
Czyny i słowa
Innego rodzaju problemem dotyczącym przejrzystości polityki pieniężnej jest rozbieżność między wypowiedziami prezesa NBP a decyzjami Rady. Poprzedni prezes często w oficjalnych komentarzach do bieżącej sytuacji makroekonomicznej artykułował zagrożenia inflacyjne, których skali nie podzielała większość Rady. Dla obserwatorów ciekawy był również powtarzający się w ostatnich miesiącach schemat komunikacji RPP z rynkiem finansowym. Członkowie Rady opowiadający się za podwyżkami, a przegłosowywani przez gremium, już w czwartek rano po zakończonym w środę posiedzeniu udzielali obszernych komentarzy, wskazując na zagrożenia inflacyjne oraz nieuchronną i rychłą konieczność zacieśniania polityki pieniężnej. Z kolei wypowiedzi członków Rady opowiadających się za łagodniejszą polityką pieniężną były rzadsze i mniej jednoznaczne. Chociaż potwierdzały część zagrożeń, to kwestię ich materializacji pozostawiały otwartą. Mogło to mylić część obserwatorów, przyczyniając się do podniesienia stawek rynku pieniężnego czy niższej wyceny krajowego długu. Otwarte pozostaje pytanie, czy taki stan rzeczy był akceptowany przez większość Rady, czy też było to działanie indywidualne poszczególnych jej członków? Taki schemat wypowiedzi można było bowiem traktować jako swoistą interwencję słowną na rynku finansowym, oddziałującą poprzez mechanizm oczekiwań na terminową strukturę stóp procentowych. Zmodyfikowane zaś w ten sposób rynkowe stopy procentowe były akceptowane nawet przez tych członków Rady, którzy nie głosowali za podwyższaniem stóp.
Konferencja, czy "minutki"