Część z nich jest zresztą dość banalna i wypływa wprost z zapisów ustawy. Mam tu na myśli ten choćby, że prawdziwymi fundatorami emerytur w drugim filarze są sami zainteresowani oraz ich dzieci. To oczywistość, lecz takie słowa w ustach autentycznego beneficjenta reformy emerytalnej (do takowych zaliczam przede wszystkim PTE oraz ludzi tam pracujących) już zasługują na uznanie. W końcu szefowie towarzystw emerytalnych przyzwyczaili społeczeństwo do wygłaszania peanów na temat zbawiennych skutków reformy emerytalnej (a przede wszystkim działalności samych towarzystw emerytalnych) tak dla przyszłych emerytów, giełdy, gospodarki, jak i państwa. Brawo więc już za samą odwagę.
Publiczne - prywatne
W kilku miejscach autor po prostu przekręca fakty. Pisze np., że środki trafiające do OFE "wbrew pozorom nie pochodzą ze składek ich członków, gdyż są one w całości konsumowane przez bieżące wypłaty świadczeń". Po czym dochodzi do wniosku, że źródłem jest budżet, dofinansowujący system.
A to nieprawda. Pierwotnym i jedynym źródłem zasilania funduszy emerytalnych są kieszenie pracowników. Z chwilą otrzymania składek emerytalnych (bardziej pasuje tu określenie podatków emerytalnych, ale zostawmy ten temat), pobieranych u źródła, czyli u pracodawcy, ZUS "rozbija" kwotę na kilka mniejszych strumieni. Jednym z nich jest właśnie przelew do otwartych funduszy emerytalnych. Konkretnie trafia tam 7,3 proc. podstawy wymiaru składki. Za czynność tę, zapewne robioną z automatu przez system komputerowy, Zakład pobiera nawet opłatę w wysokości 0,8 proc. przelewanej kwoty.
W efekcie tylko pozostałe strumienie pieniędzy trafiają na bieżącą wypłatę świadczeń emerytalno-rentowych. I to wówczas, gdy już są konsumowane, budżet bierze się za zwracanie pieniędzy ZUS-owi, refinansując mu środki, których przesłanie do OFE spowodowało uszczuplenie aktualnych zasobów Funduszu Ubezpieczeń Społecznych.