Stabilizacja absurdu

W "Parkiecie" z 13 marca ukazał się ciekawy artykuł ("Czy OFE stabilizują rynek?") Grzegorza Zatryba, wiceprezesa PTE Skarbiec Emerytura, o roli i wpływie pieniędzy zarządzanych przez fundusze emerytalne na rynek kapitałowy. Generalnie trzeba się zgodzić z wnioskami, do jakich dochodzi autor. Ale nie ze wszystkimi

Aktualizacja: 23.02.2017 05:06 Publikacja: 23.03.2007 08:38

Część z nich jest zresztą dość banalna i wypływa wprost z zapisów ustawy. Mam tu na myśli ten choćby, że prawdziwymi fundatorami emerytur w drugim filarze są sami zainteresowani oraz ich dzieci. To oczywistość, lecz takie słowa w ustach autentycznego beneficjenta reformy emerytalnej (do takowych zaliczam przede wszystkim PTE oraz ludzi tam pracujących) już zasługują na uznanie. W końcu szefowie towarzystw emerytalnych przyzwyczaili społeczeństwo do wygłaszania peanów na temat zbawiennych skutków reformy emerytalnej (a przede wszystkim działalności samych towarzystw emerytalnych) tak dla przyszłych emerytów, giełdy, gospodarki, jak i państwa. Brawo więc już za samą odwagę.

Publiczne - prywatne

W kilku miejscach autor po prostu przekręca fakty. Pisze np., że środki trafiające do OFE "wbrew pozorom nie pochodzą ze składek ich członków, gdyż są one w całości konsumowane przez bieżące wypłaty świadczeń". Po czym dochodzi do wniosku, że źródłem jest budżet, dofinansowujący system.

A to nieprawda. Pierwotnym i jedynym źródłem zasilania funduszy emerytalnych są kieszenie pracowników. Z chwilą otrzymania składek emerytalnych (bardziej pasuje tu określenie podatków emerytalnych, ale zostawmy ten temat), pobieranych u źródła, czyli u pracodawcy, ZUS "rozbija" kwotę na kilka mniejszych strumieni. Jednym z nich jest właśnie przelew do otwartych funduszy emerytalnych. Konkretnie trafia tam 7,3 proc. podstawy wymiaru składki. Za czynność tę, zapewne robioną z automatu przez system komputerowy, Zakład pobiera nawet opłatę w wysokości 0,8 proc. przelewanej kwoty.

W efekcie tylko pozostałe strumienie pieniędzy trafiają na bieżącą wypłatę świadczeń emerytalno-rentowych. I to wówczas, gdy już są konsumowane, budżet bierze się za zwracanie pieniędzy ZUS-owi, refinansując mu środki, których przesłanie do OFE spowodowało uszczuplenie aktualnych zasobów Funduszu Ubezpieczeń Społecznych.

Fakt, że do wspomnianego rozdzielenia strumieni pieniędzy i przelania jednego z nich na indywidualne konta w funduszach emerytalnych dochodzi niekiedy z opóźnieniem, nie ma żadnego znaczenia. Od tych poślizgów naliczane są przecież odsetki, i to trafiające właśnie na wyszczególnione konta w OFE. A trudno sobie przecież wyobrazić, aby budżet (gdyby to on był zasilającym fundusze) karał odsetkami sam siebie, i to w tak przedziwny sposób, poprzez dopłacanie do cudzego konta. Pieniądze trafiające do OFE należą do obywateli, i to jedynie oni (osoby prywatne) zasilają ten system.

Dla wciąż wątpiących, że taki właśnie charakter (prywatny) mają oszczędności w funduszach emerytalnych, przypomnę - wzorem Grzegorza Zatryba - spór między polskimi władzami a Komisją Europejską. Został on ostatecznie rozstrzygnięty na korzyść własności prywatnej, a Polska już się z tym pogodziła. Co więcej, właśnie od marca bieżącego roku kończy się okres karencji, jeśli chodzi o nieuwzględnianie tego faktu w narodowych statystykach.

Nadal nieprzekonanym polecam także lekturę dorocznego sprawozdania z działalności ZUS oraz wykonania budżetu państwa. I w jednym, i drugim dokumencie stosowane jest pojęcie refundacji środków z tytułu przekazania składek do OFE. I refundacja owa trafia do FUS (Funduszu Ubezpieczeń Społecznych) zarządzanego przez ZUS, a nie do OFE. O te ostatnie nawet się ona nie ociera, a więc o żadnym bezpośrednim zasilaniu kont emerytalnych przez budżet państwa nie ma mowy.

Przymus do likwidacji

Kolejna sprawa to prowokacyjne pytanie o likwidację obowiązkowego uczestnictwa w funduszach emerytalnych. Mimo że Grzegorz Zatryb sam zauważa kilka nonsensów w zasadach działania zreformowanego systemu (II filar w części dłużnej to taki ZUS-bis, tyle że zakamuflowany), to chwilę później brnie w nie dalej, stwierdzając, że odpowiedź jest "z całą pewnością negatywna".Przyznaję się od razu - takie stwierdzenie działa na mnie jak płachta na byka. W końcu od kilku lat walczę o to, by nie dać się wciągnąć do II filaru. Jednak uzasadnienie, jakiego używa autor artykułu dla przekonania Czytelników "Parkietu" do swoich racji, jest rozbrajające - czy raczej rozbawiające - wobec logiki, którą posługuje się wcześniej.

Pisze na przykład, że OFE "umożliwiają transfer części składki do bardziej efektywnego sektora prywatnego". Cóż - trzeba w tym miejscu zapytać, a niby skąd one się tam wzięły i z czyjej kieszeni wyszły? Przecież właśnie od sektora prywatnego! Po cóż więc, cała ta okrągła i kosztowna plątanina przelewów, skoro i tak wszystko ma wrócić do punktu wyjścia, czyli do sektora prywatnego. Nawet jeśli zawiesić na chwilę całe zawarte w pierwszej części mojej polemiki rozumowanie i przyjąć, że to budżet zasila fundusze emerytalne, to i tak trzeba zauważyć, że ten ostatni utrzymywany jest z kieszeni prywatnych podatników.

Drugi argument jest jeszcze bardziej nie do przyjęcia. Co to bowiem ma znaczyć, że skutki "byłyby katastrofalne dla polskiego rynku finansowego". Zapewne autor ma na myśli spadek wartości indeksów giełdowych (bo ludzie natychmiast rzucą się sprzedawać akcje) oraz załamanie rynku obligacji. To drugie może by wreszcie zdyscyplinowało polityków, zmuszając ich do autentycznego zatroszczenia się o poziom deficytu i niezacieśnianie pętli zadłużenia na szyi społeczeństwa. Odnośnie zaś do fali podaży na giełdowym parkiecie? no cóż.

Po pierwsze, wcale nie ma takiej pewności (większość obywateli nawet nie wie, co trzeba zrobić, by złożyć zlecenie na giełdę). Po drugie, spora część społeczeństwa popiera oszczędzanie w funduszach emerytalnych i nierzadko jest z nich zadowolona, a więc i tak by w nich pozostała.

A w końcu, jeśli nawet nastąpiłaby taka "nadzwyczajna" korekta, to byłby to proces zupełnie zdrowy i naturalny. Poziom giełdowych wskaźników jest sztuczny i irracjonalny. A jest taki, bo przecież obok czynników fundamentalnych na indeksy wpłynęło przymusowe zasilenie strony popytowej kwotą kilkudziesięciu miliardów złotych ustawowo skanalizowanych oszczędności.

No, chyba że w imię tak rozumianego interesu i rzekomej stabilizacji rynku będziemy ustawowo podwyższać w okresach giełdowej dekoniunktury wysokość składki przekazywanej do OFE do powiedzmy 10, potem 15, a w końcu 20 proc. i więcej. W końcu wszystko to będzie się działo dla dobra obywateli...

Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Materiał Promocyjny
Pieniądze od banku za wyrobienie karty kredytowej
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Materiał Promocyjny
Sieć T-Mobile Polska nagrodzona przez użytkowników w prestiżowym rankingu
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy
Gospodarka
„W 2024 r. surowce podrożeją. Zwyżki napędzi ropa”