Pierwsza dekada maja nie rozwiała wątpliwości inwestorów co do dalszego ruchu cen akcji. Niezmiennie na giełdzie panuje obecnie nielubiany przez inwestorów i brokerów trend horyzontalny.
WIG20 zmaga się z magiczną barierą 3000 punktów.
Wydawało się, że po środowej sesji wreszcie skutecznie przebijemy ten poziom, jednak zimny prysznic przyszedł zza oceanu. Kolejne obawy o gospodarkę amerykańską doprowadziły do wyprzedaży na światowych giełdach.
Powoli zaczyna to być irytujące. Jak rosło na giełdzie amerykańskiej, to u nas ledwie się ślimaczyło, jak tam spada, to dostajemy nagłego przyspieszenia. Mam nadzieję, że piątkowa sesja, kiedy zachowywaliśmy się lepiej niż rynki zachodnie, złamie tę zasadę. Widać, że jest chęć do wzrostu i pewnie byśmy tym razem nie mieli kłopotu z utrzymaniem się powyżej 3000 punktów, gdyby nie spadki na Zachodzie. Pozostaje mieć nadzieję, że nie skończy się tylko na "chęciach".
Środowa sesja dała zaledwie przedsmak tego, jaką moc ma zagraniczny kapitał. Wprawdzie naszej giełdzie nie sprzyja umacniający się złoty, jednak "ktoś" się skusił.