Jakubiak zastrzegł, że chodzi o rozproszenie akcjonariatu, a nie o nacjonalizację banków, które mają zamiar sprzedać zagraniczni inwestorzy. Na sprzedaż wystawione są m.in. Kredyt Bank i Bank Millennium.
– Na razie jest pomysł, zastanawiamy się, jak to zrobić. Rozproszenie akcjonariatu mogłoby nastąpić poprzez giełdę, ale wcześniej konieczny byłby etap przejściowy – tłumaczył Jakubiak. – Zmiana struktury akcjonariatu na rozproszony wymagałaby modyfikacji statutów i ograniczenia prawa wykonywania głosów przez pojedynczego akcjonariusza do 10 proc. – powiedział Leszek Pawłowicz z Gdańskiej Akademii Bankowej. Przypomniał, że takie zmiany można przeprowadzić na walnym zgromadzeniu większością 75 proc. głosów. – Dlatego by zmienić statut, potrzebna byłaby instytucja, która na kilka miesięcy odkupiłaby pakiet kontrolny od obecnego inwestora strategicznego. Ja widzę tylko jedną instytucję, która mogłaby to zrobić: jest to Bankowy Fundusz Gwarancyjny – stwierdził Pawłowicz.
Przywołał przykład węgierskiego banku OTP, gdzie ponad 80 proc. akcji pozostaje w rękach inwestorów zagranicznych, ale dzięki rozproszeniu akcjonariatu decyzje zapadają na szczeblu krajowym.
Wśród krajowych bankowców pojawiły się sugestie, by do banków sprzedawanych przez obcych inwestorów wchodziły fundusze private equity. Wojciech Kwaśniak, wiceprzewodniczący KNF odpowiedzialny za pion bankowy, jest jednak sceptyczny.
– To zależałoby od rozwiązania, które byłoby zaproponowane, ale nasze doświadczenia z przeszłości w przypadku jednego z mniejszych banków były negatywne, mimo że chodziło o renomowany fundusz – powiedział Kwaśniak. Dodał, że nie wszystkie fundusze mają odpowiednie doświadczenie, by być znaczącym akcjonariuszem w jakimkolwiek banku, a ich ocena w kontekście zagwarantowania ostrożnego i bezpiecznego zarządzania jest utrudniona.