Kanada jest jednym z pierwszych krajów, który odczuł skutki zwycięstwa wyborczego Donalda Trumpa. Nie tylko dlatego, że amerykański prezydent elekt zaczął się wyzłośliwiać, tweetując o Kanadzie jako przyszłym 51. stanie USA i nawet sugerując zbrojne jej przyłączenie. (U wielu ludzi sprawiało to wrażenie absurdu wyciągniętego wprost z serialu „South Park” czy nieco już zapomnianej komedii „Operacja kanadyjski boczek”). Choć owe wypowiedzi mogły wyglądać absurdalnie, to zmiana władzy w Waszyngtonie wyraźnie przyspieszyła przesilenie rządowe w Ottawie. Lewicowo-liberalny premier Justin Trudeau zrezygnował z władzy po blisko dziesięciu latach rządów. Zrobił to, by uniknąć wotum nieufności i by pozwolić swojej Partii Liberalnej na wybór nowego przywódcy. Upadek jego rządu był też jednak związany z obawami dotyczącymi możliwej wojny handlowej z USA. Elity uznały, że Trudeau – dawny „liberalny supergwiazdor” i „feminista” – stanie się dla Trumpa jedynie chłopcem do bicia, bezlitośnie wyśmiewanym w memach przez prawicowców. A Trump już sobie żartował, że Trudeau to przyszły gubernator Kanady będącej amerykańskim stanem. „Dziewczynko, nie jesteś już gubernatorem Kanady, więc nie ma znaczenia to, co mówisz” – w ten sposób Elon Musk natomiast skomentował jeden z wpisów odchodzącego premiera Kanady.
Konserwatywna przyszłość Kanady
Termin wyborów parlamentarnych w Kanadzie nie został jeszcze wyznaczony, ale wiadomo, że muszą się one odbyć najpóźniej 20 października. W wyborach z 2021 r. Partia Liberalna premiera Trudeau uzyskała 32,6 proc. głosów, a Konserwatywna Partia Kanady, kierowana przez Pierre’a Poilievre’a, zdobyła 33,7 proc. głosów. Przełożyło się to jednak na 159 mandatów w parlamencie dla liberałów (na 172 wymagane dla samodzielnej większości) i 119 dla konserwatystów. Sondaże z ostatnich tygodni dają konserwatystom od 42 proc. do 48 proc. poparcia, a liberałom od 16 proc. do 26 proc. Nie dają więc one szans na kontynuację rządów Partii Liberalnej. W warunkach ordynacji jednomandatowej może ona nawet nie być po wyborach największą siłą opozycji. Jedna z symulacji dawała Partii Liberalnej mniej niż 12 mandatów wymaganych do utworzenie klubu parlamentarnego. Co się więc takiego stało w Kanadzie, że poparcie dla Trudeau się załamało, a dla konserwatystów wystrzeliło w górę?
Czytaj więcej
W reakcji na rezygnację premiera Justina Trudeau, rosły akcje kanadyjskich spółek naftowych. Ten sektor ma naprawdę powód, by się cieszyć z nadchodzącej zmiany politycznej.
Ostatnie lata przyniosły Kanadzie spowolnienie gospodarcze. O ile jeszcze w 2022 r. jej PKB powiększył się o 3,8 proc., o tyle w 2023 r. już tylko o 1,2 proc., a w 2024 r. według szacunków Międzynarodowego Funduszu Walutowego – o 1,3 proc. (Prognozy analityków zebrane przez agencję Bloomberg mówią o wzroście o 1,1–1,3 proc.) Spowolnieniu gospodarczemu towarzyszyła podwyższona inflacja. Szczyt osiągnęła w czerwcu 2022 r. na poziomie 8,1 proc., a w listopadzie 2024 r. wynosiła 1,9 proc. Na pierwszy rzut oka dane te nie wyglądają tragicznie. Kanada uniknęła recesji, a inflacja była tam dosyć umiarkowana w porównaniu z odczytami z wielu państw Europy. Bank Kanady podniósł główną stopę procentową maksymalnie do 5 proc., a obecnie luzuje on politykę pieniężną, a główna stopa wynosi 3,25 proc. A jednak sami Kanadyjczycy mówią, że ich kraj jest pogrążony w „kryzysie”. W 2024 r. Instytut Frasera stwierdził, że kraj doświadcza największego spadku standardów życia od czterech dekad. Z jego wyliczeń wynika, że PKB w przeliczeniu na mieszkańca Kanady rósł za rządów Trudeau średnio tylko o 0,3 proc. rocznie, co było najgorszym wynikiem osiągniętym przez premierów rządzących od 1984 r.