Japonia jest zbyt często uznawana za rynek odległy i niemający wpływu na naszą giełdę. O tym, jak błędny jest to pogląd, mogliśmy przekonać się choćby 5 sierpnia, gdy załamanie tokijskiego indeksu Nikkei 225 (który tracił 11 proc. w ciągu sesji) pociągnęło w dół indeksy z całego świata. Na szczęście Nikkei 225 szybko się odbił w następnych dniach, a na globalny rynek akcji wrócił optymizm. Jako powód owego krótkotrwałego krachu powszechnie wymieniano obawy przed recesją w USA. Owszem, dały one o sobie znać po słabszym raporcie z amerykańskiego rynku pracy. Zapewne jednak wyprzedaż nie byłaby tak ostra, gdyby nie masowe wycofywanie się inwestorów z transakcji typu carry trade z udziałem jena.
Carry trade to strategia polegająca na pozyskiwaniu kapitału na rynku, na którym obowiązują bardzo niskie stopy procentowe, oraz inwestowaniu w aktywa z rynków o dużo wyższych stopach. Przez bardzo wiele lat elementem tej strategii był jen. Wszak jeszcze w marcu Japonia była jedynym krajem z ujemną główną stopą procentową (wynoszącą wówczas minus 0,1 proc.). W tym roku została ona co prawda podniesiona dwukrotnie i sięgnęła 0,25 proc., ale żaden kraj nie ma jej niższej. (Stopę takiej samej wielkości jak Japonia posiada tylko Fidżi). Teoretycznie więc można było nadal kontynuować strategie carry trade oparte na jenie. Pojawił się jednak problem w postaci nagłego umocnienia się japońskiej waluty, które uderzyło w opłacalność carry trade. O ile w pierwszym tygodniu lipca notowania dochodziły do 162 jenów za 1 USD (japońska waluta była wówczas najsłabsza od 1986 r. wobec dolara), o tyle na początku sierpnia zbliżyły się one do 142 jenów za 1 USD. Taka zmiana kursowa w ciągu miesiąca sprawiła, że wielu inwestorów zaczęło w panice wycofywać się ze strategii carry trade, wyprzedając japońskie aktywa. Panika była krótkotrwała, ale wielu inwestorów zastanawia się, czy rynek japoński może im sprawić jeszcze jakąś przykrą niespodziankę. Czy powinni oni nerwowo obserwować notowania jena?
Czytaj więcej
Rząd apeluje by Japończycy nie rezygnowali z nowych kont inwestycyjnych na których ulokowali już kilkadziesiąt miliardów dolarów.
Powrót do handlu
Jak na razie wygląda na to, że z niedawnego wstrząsu otrząsnęli się zarówno japońscy inwestorzy, jak i wielcy zagraniczni gracze. Dane platformy Click365 (obsługiwanej przez Tokyo Financial Exchange) wskazują, że na początku zeszłego tygodnia kontrakty przewidujące osłabienie jena wobec peso meksykańskiego i liry tureckiej wróciły na poziom z 2 sierpnia. Japońscy inwestorzy detaliczni znów więc są zainteresowani tego typu rynkowymi „zakładami”. Nomura Holdings, największy japoński dom maklerski, zaobserwował natomiast wzrost zainteresowania inwestorów zagranicznych pożyczaniem jenów oraz inwestowaniem uzyskanych w ten sposób środków w krajach o wysokich stopach procentowych. Wygląda na to, że fundusze hedgingowe znów zaczęły mocno się angażować w carry trade.