Czy Niemcy stały się „chorym człowiekiem Europy”? Do takiej opinii mogą nastrajać dane napływające w ostatnich miesiącach z największej gospodarki europejskiej. W drugim kwartale była ona pogrążona w stagnacji. Wzrost PKB (licząc kwartał do kwartału) był wówczas zerowy. Poprzednie dwa kwartały były spadkowe, czyli Niemcy doświadczyły technicznej recesji. Mediana zebranych przez agencję Bloomberga prognoz na trzeci kwartał sugeruje, że wzrost PKB znów będzie zerowy. Poszczególne prognozy są w przedziale od minus 0,5 proc. do plus 0,5 proc. W przypadku czwartego kwartału ten przedział wynosi od minus 0,3 proc. do plus 0,6 proc., a mediana prognoz wynosi 0,1 proc. O tym, że gospodarka Niemiec jest osłabiona, mówił w ostatnich tygodniach m.in. Bundesbank. Sierpniowy odczyt wspólnego wskaźnika PMI dla przemysłu i sektora usług strefy euro był najgorszy od pierwszej fali pandemii. Indeks ten spadł bowiem do 44,7 pkt. (Jeśli PMI jest poniżej 50 pkt, to sugeruje to recesję w danym sektorze, im jest on niżej, tym gorsza koniunktura). Szczególnie niepokojący był spadek PMI dla sektora usług z 52,3 pkt w lipcu do 47,3 pkt w sierpniu. Indeks niemieckiego klimatu biznesowego Ifo spadł natomiast w sierpniu do 85,7 pkt, czyli najniższego poziomu od października. Subindeks oceniający obecną sytuację gospodarczą zniżkował natomiast do 89 pkt, co było najgorszym wynikiem od sierpnia 2020 r. Czy to tylko oznaka przejściowych, cyklicznych problemów gospodarki niemieckiej, czy mamy do czynienia z poważniejszym kryzysem u naszego zachodniego sąsiada?
Narastające problemy
Niemcy były już kiedyś nazwane „chorym człowiekiem strefy euro”. Po raz pierwszy takiego określenia użył w 1999 r. magazyn „The Economics”. Przez kilka kolejnych lat toczyły się dyskusje o słabych punktach gospodarki RFN, aż w 2003 r. rząd Gerharda Schroedera wdrożył program reform strukturalnych znany jako „Agenda 2010”. Następne kilkanaście lat to okres, w którym powszechnie chwalono niemiecki model rozwoju gospodarczego. Jedynie nieliczni ekonomiści wskazywali na jego słabości, takie jak zbytnie uzależnienie od eksportu i od stosunkowo tanich surowców energetycznych z Rosji, a także zbyt małe inwestycje w modernizację infrastruktury. Obecnie słabości niemieckiego modelu wychodzą na wierzch. Wojna w Ukrainie uderzyła w niemiecką strategię energetyczną, błędy związane z zieloną transformacją uderzyły w opłacalność produkcji przemysłowej w Niemczech, a osłabienie gospodarki chińskiej zaszkodziło eksportowi.
– Sytuacja zaczęła się pogarszać już na kilka lat przed pandemią. Wzrost niemieckiego PKB między 2016 a 2019 r. był słabszy niż zarówno we Francji, jak i w Hiszpanii. To mocno kontrastowało z poprzednią dekadą, w której Niemcy rosły dużo silniej niż te kraje. Tymczasem niemiecki sektor przemysłowy od 2014 r. rósł wolniej niż przemysł w innych dużych gospodarkach strefy euro – przypomina Franziska Palmas, ekonomistka firmy Capital Economics. Wskazuje ona też, że niemiecki PKB powiększył się od czwartego kwartału 2019 r. jedynie o 0,2 proc., podczas gdy hiszpański wzrósł w tym czasie o 0,4 proc., francuski o 1,7 proc., a włoski o 2,2 proc.
– Niemiecka konkurencyjność międzynarodowa pogarszała się już przed pandemią, ale tempo tego pogorszenia stało się szybsze w ostatnich latach. Napięcia w łańcuchach dostaw, wojna w Ukrainie i kryzys energetyczny obnażyły strukturalne słabości niemieckiego modelu biznesowego. Na to nałożyło się słabe tempo cyfryzacji, starzejąca się infrastruktura i zmiany demograficzne – twierdzi Carsten Brzeski, ekonomista ING. Zwraca on uwagę na to, że sytuacja na niemieckim rynku pracy oraz kondycja fiskalna państwa są obecnie dużo lepsze, niż były ponad 20 lat temu. Uważa jednak, że Niemcy może czekać dłuższy okres stagnacji.