W najbliższych latach sytuacja na rynku ropy naftowej i produktów ropopochodnych będzie ulegać istotnym zmianom. Z najnowszego raportu International Energy Agency (IEA) wynika, że globalny popyt na ten surowiec ma rosnąć z 102,3 mln baryłek dziennie w tym roku do 105,7 mln w 2028 r. Z każdym rokiem dynamika zwyżek będzie jednak coraz mniejsza. W tym kontekście trzeba też zauważyć, że dodatkowy popyt będą przede wszystkim kreowały kraje azjatyckie, w tym zwłaszcza Chiny. Będzie on również rósł w Ameryce Łacińskiej, Afryce i na Bliskim Wschodzie. Dla odmiany w Europie i Ameryce Północnej popyt ma powoli spadać i to już od przyszłego roku. Giełdowe spółki co do zasady przedstawione przez IEA prognozy uważają za realne.
Europa dwóch prędkości
Unimot zauważa jednak, że są to szacunki opracowywane przy pewnych założeniach, które w obecnych, dynamicznych czasach mogą się szybko dezaktualizować i niezbędne jest śledzenie bieżącej sytuacji. – W regionalnej skali mogą pojawić się rynki, na których konsumpcja będzie spadać szybciej, niż to jest zakładane, pozostanie na tym samym poziomie lub nawet zacznie rosnąć. Jeśli chodzi o rynek europejski, naszym zdaniem możemy obserwować zjawisko „Europy dwóch prędkości” – mówi Robert Brzozowski, wiceprezes ds. handlowych Unimotu.
Jego zdaniem popyt w Europie Zachodniej będzie spadał, natomiast w Europie Środkowo-Wschodniej, w tym w Polsce, powinien utrzymywać się na stabilnym poziomie przez najbliższe lata, mimo chwilowo niesprzyjającego otoczenia makroekonomicznego. Spodziewa się, że zapotrzebowanie na ropę w naszym regionie zacznie spadać później niż na Zachodzie i może mieć miejsce dopiero około 2030 r.
– Wszystkie te prognozy będą musiały być zweryfikowane przez pryzmat ogólnej sytuacji gospodarczej w Europie i na świecie. Rynek europejski cały czas znajduje się pod presją wojny i obserwujemy już recesję, która przekłada się na spadek konsumpcji na rynku polskim i niemieckim, niezależnie od przewidywań wynikających z długofalowego procesu transformacji energetycznej i tendencji stopniowego odchodzenia od paliw kopalnych – uważa Brzozowski. Z kolei zakończenie wojny i odbudowa Ukrainy oraz ewentualne zmiany polityczne w Rosji ocenia jako czynniki, które mogłyby spowodować powrót do tańszego produktu ze Wschodu. W konsekwencji pozytywnie wpłynęłoby to na sytuację gospodarczą i popyt.
Również Orlen ocenia prognozy IEA jako realne. „Globalnie, sytuacja na rynku ropy w latach 2023–2024 będzie pod wpływem słabego wzrostu gospodarczego oraz cięć wydobycia przez OPEC+ z jednej strony oraz ponownego otwarcia Chin oraz wzrostu wydobycia poza krajami OPEC+ (przewyższającego wzrost globalnego popytu) – z drugiej. W dłuższym horyzoncie czasowym faktycznie przewiduje się, że szczytowy popyt na ropę przypadnie na lata 2026–2028” – twierdzi zespół prasowy Orlenu. Dodaje, że w Polsce popyt na ten surowiec determinowany jest możliwością jego przerobu w rafineriach w Płocku i Gdańsku. Tymczasem koncern nie przewiduje spadku wykorzystania ich zdolności produkcyjnych przed 2030 r.