Rząd USA posiada technologię, zwaną prasą drukarską lub jej elektronicznym ekwiwalentem, która pozwala mu wyprodukować tyle dolarów, ile chce, przy zerowym koszcie – stwierdził w 2002 r. Ben Bernanke, wówczas członek Rady Gubernatorów Rezerwy Federalnej, a później prezes Fedu (w latach 2006–2014) i tegoroczny ekonomiczny noblista. Bernanke, kierując Rezerwą Federalną w czasach kryzysu, nie miał oporów, by sięgnąć po tę „technologię”. Zalał rynek płynnością, realizując programy ilościowego luzowania polityki pieniężnej (QE). Były one realizowane również przez jego następców – Janet Yellen i Jerome’a Powella, a także przez Europejski Bank Centralny, Bank Anglii, Bank Japonii, Szwajcarski Bank Narodowy i wiele innych banków centralnych z całego świata. W ramach programów luzowania polityki banki centralne kupowały na ogromną skalę obligacje rządowe, bony skarbowe, papiery powiązane z rynkiem hipotecznym, a nawet akcje spółek notowanych na giełdach krajowych i zagranicznych.
Era QE trwała ponad dekadę – o wiele dłużej niż pierwotnie przewidywano. Musiała się jednak kiedyś skończyć. Przyspieszająca inflacja i inne zawirowania gospodarcze po pandemii sprawiły, że Fed i inne banki centralne (z wyjątkami takimi jak Bank Japonii) zaczęły zacieśniać politykę pieniężną i stopniowo wyprzedawać papiery zgromadzone w ramach programów QE. Zacieśnianie polityki pieniężnej skutkowało jednak niepokojącym wzrostem rentowności obligacji. Banki centralne zaczęły w wyniku tego ponosić straty na zgromadzonych przez siebie papierach. Straty, które już mogą wydawać się szokujące.
Biliony pod kreską
Jako pierwszy o poniesionej stracie doniósł Szwajcarski Bank Narodowy (SNB). W lipcu poinformował w swoim raporcie, że w pierwszym półroczu poniósł stratę wynoszącą 95,2 mld franków szwajcarskich. Pod koniec października opublikował kolejny raport kwartalny i wynikało z niego, że w pierwszych dziewięciu miesiącach roku strata wyniosła 142,4 mld franków. Była największa w historii tego banku i stanowiła niemal 20 proc. PKB Szwajcarii.
To skutek nie tylko osłabienia franka i wzrostu rentowności obligacji, ale również tego, że szwajcarski bank centralny mocno inwestował wcześniej w papiery zagranicznych spółek, takich jak Meta czy Alphabet. Przecena na giełdzie uderzyła więc w jego wyniki. SNB jest instytucją notowaną na giełdzie, a wśród jego akcjonariuszy są zarówno szwajcarski rząd federalny, jak i poszczególne kantony. Wygląda na to, że SNB nie wypłaci im dywidendy za 2022 r. Jak dotąd, w całej swojej liczącej 115 lat historii, SNB nie podzielił się zyskiem z akcjonariuszami tylko raz.