504 mld USD, czyli 2,8 proc. PKB – tyle, według wyliczeń prezydenckiej Rady Doradców Ekonomicznych, miał kosztować amerykańską gospodarkę w 2015 r. kryzys będący skutkiem rosnącej liczby uzależnień od opioidów. Opioidy to substancje często stosowane w medycynie jako leki przeciwbólowe. Zaliczają się do nich zarówno kodeina, morfina i heroina, jak i substancje wytwarzane syntetycznie, takie jak fentanyl. Wiele z nich jest silnie uzależniających i przy dłuższym używaniu straszliwie wyniszcza organizm. Według danych amerykańskiego Centrum Kontroli Chorób w 2015 r. zmarło z przedawkowania narkotyków 33 tys. osób, a znaczna część tego śmiertelnego żniwa przypada na uzależnionych od opioidów. W 2016 r. liczba zmarłych z przedawkowania sięgnęła 64 tys., a w tym roku będzie prawdopodobnie jeszcze większa. Jeszcze pod koniec lat 90. wynosiła ona około 8 tys. rocznie, by w kryzysowym 2009 r. podskoczyć do 20 tys. Janet Yellen, szefowa Fedu, podczas przesłuchania w Senacie stwierdziła, że opioidy są jednym z głównych czynników wpływających na stosunkowo niską aktywność zawodową w USA.
26 października prezydent USA Donald Trump ogłosił kryzys opioidowy zagrożeniem dla zdrowia narodowego i przedstawił sposoby na poprawę dostępu do terapii dla uzależnionych oraz na zaostrzenie wymagań dotyczących leków opioidowych wypisywanych na receptę. Powszechnie się uważa, że kryzys opioidowy jest napędzany głównie przez leki na receptę. Według Amerykańskiego Centrum ds. Zapobiegania Chorobom w latach 1999–2012 liczba recept na leki opiodowe wzrosła w USA o 300 proc. do 250 mln rocznie. Sondaż przeprowadzony w 2016 r. wykazał, że 11,8 mln Amerykanów nadużywa tego typu specyfików. 80 proc. nowych uzależnionych od heroiny zaczynało od leków opioidowych, takich jak OxyContin czy Vicodin. Nic dziwnego więc, że firmy farmaceutyczne w USA robiące wszystko, by sprzedać jak najwięcej takich specyfików, znajdują się pod ostrzałem krytyki. Nie tylko one napędzają jednak kryzys opioidowy. W dużo większym stopniu winni są dilerzy syntetycznych opioidów, którzy w swój towar i potrzebne do jego produkcji substancje zaopatrują się głównie w Chinach. Kryzys opioidowy jest więc problemem na skalę międzynarodową, który może mieć również poważny wpływ na amerykańsko-chińskie relacje gospodarcze.
Siewcy śmierci
Globalny rynek narkotykowy mocno zmienił się przez ostatnie 30 lat. Spadł w nim udział kokainy czy heroiny, marihuana stała się legalna w niektórych krajach i amerykańskich stanach, świat zaczął za to być zalewany na wielką skalę syntetycznymi narkotykami. Skutecznie konkurują one z bardziej tradycyjnymi „prochami" tym, że są tańsze, a przy tym mocniejsze. Wśród narkotyków syntetycznych duży udział w rynku zdobył fentanyl. To lek opioidowy wykorzystywany m.in. do znieczulania przed operacjami chirurgicznymi. Jest on około 50 razy silniejszy od morfiny. Do substancji tej przylgnęło określenie „China White". Wzięło się ono stąd, że fentanyl trafia do dilerów na amerykańskich ulicach głównie z Chin. Można go zamówić nawet przez internet, bezpośrednio u producentów. Kilogram kosztuje od 3 tys. USD do 5 tys. USD, a można zrobić z niego miliony działek. Jednym z jego pochodnych jest carfentanil używany m.in. do usypiania dużych zwierząt, takich jak słonie. Jest 10 razy silniejszy od fentanylu i 10 tys. razy od heroiny. Dawka śmiertelna dla człowieka to mniej niż 1 mikrogram. W 2015 r. w USA wyprodukowano go w legalnych źródłach zaledwie 19 gramów. W 2016 r. kanadyjska policja przechwyciła jednak paczkę z Chin zawierającą 1 kilogram carfentanilu, wystarczający do uśmiercenia 50 mln ludzi.
„Chiny są głównym dostawcą fentanylu do USA, Meksyku i Kanady. Chińskie władze przykładają małą wagę do kontrolowania jego produkcji oraz eksportu" – mówi opublikowany w lutym 2017 r. raport Komisji Kongresu USA ds. Przeglądu Amerykańsko-Chińskich Relacji Handlowych i Bezpieczeństwa. Jeszcze w 2015 r. 150 notowanych na giełdach chińskich spółek chemicznych sprzedawało syntetyczny narkotyk znany jako flakka, który zaczął skutecznie wypierać z rynku kokainę. Z Chin często też pochodzą chemikalia wykorzystywane przez meksykańskie kartele do produkcji syntetycznych opioidów oraz metamfetaminy. Rynek tych chemikaliów jest w ChRL słabo regulowany. – Zanim udałem się do Chin, miałem briefing u prokuratora generalnego na temat narkotykowych półproduktów trafiających do Meksyku z Chin. To był dla nas problem numer jeden. Ale niewiele zdziałaliśmy. Nigdy nie było współpracy ze strony chińskiej ani żadnego dzielenia się informacjami wywiadowczymi – wspominał Jorge Guajardo, meksykański ambasador w Pekinie w latach 2007–2013.
Plan strategiczny?
Niektórzy uważają, że za napływem syntetycznych narkotyków i środków do ich produkcji z Chin kryje się coś więcej niż tylko chciwość chińskich producentów. Raport sporządzony w 2014 r. przez amerykańskie Dowództwo Operacji Specjalnych wskazuje, że zalewanie USA narkotykami może być elementem strategii destabilizacji strategicznego przeciwnika przez Chiny. Tak jak w XIX w. opium sprzedawane przez europejskich i amerykańskich handlarzy destabilizowało Cesarstwo Chińskie, tak Chińska Republika Ludowa ma wykorzystywać opioidy do destabilizacji USA. O tym, że taki scenariusz jest realizowany pisał już w latach 90. w książce „The Red Cocaine" Joseph Douglass, były zastępca dyrektora amerykańskiej Agencji ds. Kontroli Zbrojeń i Rozbrojenia.