Geografia sukcesu
W pierwszej dziesiątce największych pod względem sprzedaży (dane za 2016 r.) spółek internetowych znajduje się sześć amerykańskich firm i cztery chińskie. Największa europejska firma tego typu znajduje się w tym rankingu dopiero na 15. miejscu. To hiszpańska agencja turystyczna ODIGEO. Wśród pierwszych 25 spółek internetowych z całego świata o największej sprzedaży jest 13 firm z USA, pięć z Chin, jedna z Japonii, jedna z Korei Płd., jedna z Indii, jedna z Brazylii oraz trzy z UE (oprócz ODIGEO niemiecka Zalando i szwedzki serwis muzyczny Spotify). Spółki z USA i Chin dominują też w zestawieniach dotyczących największych firm internetowych pod względem kapitalizacji. Największa w tej kategorii europejska firma, Zalando, znajduje się dopiero na 21. pozycji z kapitalizacją wynoszącą 11,4 mld USD. Bardzo daleko więc europejskim „gigantom" do takiego Amazona (kapitalizacja 671 mld USD) czy Alphabet (731 mld USD). W pierwszej 15 największych korporacji IT na świecie (licząc według ich przychodów) nie ma żadnej spółki z Europy. Jest dziewięć firm z USA, trzy z Japonii, jedna z ChRL, jedna z Tajwanu i jedna z Korei Południowej. Nieco lepiej jest wśród firm produkujących oprogramowanie. Pod względem sprzedaży za 2017 r. na trzecim miejscu spośród wszystkich spółek na świecie znalazła się niemiecka SAP, a na dziewiątym Amadeus IT Holdings. Reszta pierwszej dziesiątki jest jednak zdominowana przez firmy amerykańskie. O słabej pozycji Europy na rynkach wysokich technologii możemy się przekonać, choćby przyglądając się markom sprzętu elektronicznego, którego używamy. Jak dużą jego część stanowią produkty sygnowane przez korporacje z Azji Wschodniej i USA? Czy znamy kogoś, kto używa europejskiego telefonu komórkowego? (No może ktoś ma starą Nokię...).
Czyje imperium?
Część ekspertów uważa, że ten trend koncentrowania się cyfrowej potęgi w kilku miejscach na świecie (głównie w USA i Azji Wschodniej) może się w nadchodzących latach nasilić. Kalifornijska Dolina Krzemowa stanie się niejako odpowiednikiem starożytnego Rzymu, czyli będzie centrum cywilizacyjnym globalnego imperium, a reszta świata będzie „prowincjami" płacącymi jej ekonomiczny „trybut". – Kraje z wysokim poziomem edukacji, ale niskimi płacami, będą eksportować IQ. To będą kraje bałtyckie, Indie, Chiny. Oczywiście jest to bardzo zła wiadomość dla kogoś z Ohio, Anglii, z Francji lub kogoś, kto konkuruje z Estończykami. Nastąpi więc potężne odwrócenie średniego dochodu na świecie, w którym Dolina Krzemowa, Izrael, Chiny i być może kilka innych miejsc uzyskują potężne zyski ekonomiczne, a pozostała część świata zaczyna równać do średniej. To naprawdę zaczyna przypominać Imperium Rzymskie – twierdzi Charlie Songhurst, założyciel funduszu hedgingowego Katana Capital, a wcześniej m.in. szef działu strategii korporacyjnej w Microsofcie (cytat pochodzi z książki Aleca Rosa „Świat przyszłości").
Oczywiście taki scenariusz nie jest zdeterminowany. Może się bowiem okazać, że rewolucja technologiczna przybierze kształt, który złamie dotychczasową dominację gigantów z Doliny Krzemowej i Chin. – Dominacja techniczna, która ma konsekwencje polityczne, jest już faktem dokonanym – wystarczy przyjrzeć się zagadnieniu dostępu do kluczowych osiągnięć techniki wojskowej, informacyjnej i sieci integrujących je. Rozwinięcie na tej podstawie cyfrowego imperializmu to możliwy scenariusz, ale nawet w jego obrębie możemy wyróżnić wiele wariantów. Czym innym byłby globalny duopol sinoamerykański, a trochę inaczej świat wyglądałby, jeśli o miejsce na podium walczyć będą również Niemcy, Japonia, Rosja i Indie – a może Zjednoczona Korea? – każde optymalizując swoje struktury finansowe, polityczne i techniczne w celu zapobieżenia hegemonii Amerykanów i Chińczyków. Nie wiemy jeszcze, które technologie okażą się kluczowe w tym wyścigu. Błędem byłoby przyjęcie, że obecna rewolucja software'owa ukierunkowana na urządzenia mobilne to koniec historii. W końcu nic nie trwa wiecznie. W latach 90. XX w. tzw. Wintel, czyli symbioza Microsoftu i Intelu w dziedzinie komputerów osobistych, wydawał się głównym zagrożeniem dla interesów konsumenckich i zasad konkurowania. Minęło 20 lat, a spółki z klubu GAFA (Google, Apple, Facebook, Amazon) ścigają się pod względem kapitalizacji z Microsoftem, jednocześnie pracując nad własnymi rozwiązaniami hardware'owymi i systemami operacyjnymi. Puchar technicznej dominacji jest przechodni – mówi „Parkietowi" Kacper Nosarzewski, partner w warszawskiej firmie 4CF, specjalizującej się w prognozowaniu strategicznym.
Może więc w przyszłości Europa dorobi się swojego technologicznego giganta. Na razie jednak pozostaje wyraźnie w tyle w tym wyścigu o dominację...
[email protected]
FAANG, czyli grupa rynkowych liderów
Rynki akcji w USA były w ostatnich latach ciągnięte w górę w dużej mierze przez spółki technologiczne. Wśród nich wyróżniała się grupa FANG (zwana również FAANG lub GAFA), do której zaliczane są: Facebook, Apple, Netflix, Amazon (Google) i czasem Amazon. O ile indeks S&P 500 zyskał przez ostatnie trzy lata prawie 30 proc., a indeks Nasdaq wzrósł o 46 proc., o tyle papiery Facebooka zdrożały o 137 proc., Alphabet o 97 proc., Netflixa o 296 proc., Amazona o 287 proc., a Apple'a o 38 proc. Kapitalizacja Alphabet sięgała w tym tygodniu 731 mld USD, czyli była większa niż nominalny PKB Szwajcarii lub Arabii Saudyjskiej. Kapitalizacja Apple'a wyniosła pod koniec tego tygodnia 849 mld USD, czyli była większa niż nominalny PKB Turcji. Zalando, czyli największa europejska spółka internetowa, ma zaś kapitalizację sięgającą zaledwie 11,4 mld USD, czyli tyle, co nominalny PKB Macedonii.