Obliczany przez instytut Ifo wskaźnik – uchodzący za jeden z najbardziej wiarygodnych barometrów koniunktury nad Renem – spadł w styczniu do 95,9 pkt z 96,3 pkt w grudniu. To spora niespodzianka, bo ekonomiści przeciętnie spodziewali się jego zwyżki do 97 pkt. Byłaby to kontynuacja tendencji widocznej od sierpnia, gdy indeks Ifo znalazł się na najniższym od 2012 r. poziomie 94,3 pkt.
Indeks monachijskiego instytutu odzwierciedla ocenę bieżącej sytuacji przedsiębiorstw oraz ich oczekiwania na najbliższą przyszłość. W styczniu pierwsza z tych składowych wzrosła do 99,1 pkt z 98,8 pkt w grudniu, ale druga spadła do 92,9 pkt z 93,9 miesiąc wcześniej.
Za zniżkę wskaźnika Ifo o dziwo nie odpowiada tym razem przemysł, który od ponad roku jest w recesji. W tym sektorze koniunktura i jej perspektywy pojawiły się po raz trzeci z rzędu. Odsetek pesymistycznie nastawionych firm przekracza odsetek optymistycznie nastawionych firm już tylko o 1,6 pkt proc., w porównaniu do 5 pkt proc. w grudniu. Nastroje pogorszyły się za to w budownictwie i usługach.
„Poprawa nastrojów w przemyśle przetwórczym to kolejny dowód na to, że – o ile nie pojawi się nowy szok zewnętrzny, np. w postaci podwyżek przez USA ceł na auta – najostrzejsza faza recesji w tym sektorze jest już za nami (...). Ale poprawa koniunktury w zorientowanym na eksport przemyśle może być zniwelowana przez stopniowe słabnięcie popytu wewnętrznego w związku z coraz wyraźniejszym marazmem na rynku pracy i mizernym wsparciem polityki fiskalnej oraz inwestycji przedsiębiorstw" – skomentował poniedziałkowej dane z Niemiec Andrew Kenningham, główny ekonomista ds. europejskich w Capital Economics.
„Recesja w przemyśle Niemiec słabnie, ale jeszcze się nie skończyła, a ogólne warunki w tamtejszej gospodarce pozostają słabe. Wciąż oceniamy, że tempo jej rozwoju będzie w tym roku niższe niż w 2019 r." – dodał Kenningham. Według wstępnych szacunków w 2019 r. niemiecka gospodarka urosła o 0,6 proc.