Pandemia zmieniła wszystko w życiu spółki i bardzo szybko przeszła ona drogę od uwielbienia i zachwytu do nienawiści i sądowych pozwów.
Dość powszechnie oczekuje się, że gdy wreszcie skończy się pandemia, świat, który nas otacza, mocno się zmieni, a to, co znaliśmy i umieliśmy się w tym poruszać, zostanie zastąpione nowymi technologiami. Przedsmak już mieliśmy w marcu, gdy rządy wielu krajów wprowadziły administracyjne decyzje ograniczające swobodę poruszania się i gromadzenia. Zamknięte zostały przedszkola, szkoły i uczelnie. Wymusiło to zmiany w systemie edukacji i pracy. Do niedawna abstrakcyjne dla wielu pojęcia, takie jak e-edukacja i praca zdalna, stały się realnym bytem. Wielu na gwałt zaczęło poszukiwać narzędzi – najchętniej darmowych – które im to ułatwią. Wiadome było, że te z nich, które się sprawdzą, będą zapewne wykorzystywane także po pandemii.
Boom na narzędzia był olbrzymi, a jednym z niekwestionowanych zwycięzców został Zoom. Z aplikacji, które na początku roku miało ok. 10 mln użytkowników, zaczęły korzystać nie tylko małe i średnie firmy do organizowania wideokonferencji, ale także szkoły i uczelnie, jak również zwykli użytkownicy, którzy po prostu chcieli się spotkać i porozmawiać twarzą w twarz. Liczba użytkowników skoczyła do 200 mln dziennie. Jej szybki wzrost zachwycił inwestorów. Akcje spółki, które na początku roku kosztowały 69 dolarów, poszybowały do niemal 165 dolarów w szczycie osiągniętym w drugiej dekadzie marca. Potem nastąpiła szybka korekta i krótkie odbicie, po którym krótkoterminowy trend się odwrócił na spadkowy.
Gdzieś w tzw. międzyczasie doszło do pomylenia przez część inwestorów notowanych na Nasdaq akcji Zoom Video Communications ze znajdującymi się w obrocie pozagiełdowym akcjami ZOOM Technologies. Handel tymi drugimi został w końcu marca wstrzymany przez amerykańską Komisję Papierów Wartościowych i Giełd.
W pierwszej dekadzie kwietnia rozsypał się worek ze złymi dla Zoom Video Communications informacjami. Pojawiły się bowiem zastrzeżenia co do bezpieczeństwa aplikacji, a niektórzy użytkownicy – w tym korporacyjni – stali się ofiarami ataków zwanych zoombombing (niepowołana osoba, uzyskując dostęp do trwającej sesji wideo, mogła wyświetlać podczas niej dowolne, często obsceniczne treści). Pojawiły się też informacje, że aplikacja Zoom zainstalowana na iPhone'y przekazuje informacje o użytkowniku Facebookowi, a także krytyczne opinie, że platforma pozwoliła niektórym użytkownikom na ukryty dostęp do danych z profilu LinkedIn innych uczestników wideokonwersacji.