Według rosyjskich lekarzy znanemu opozycjoniście Aleksiejowi Nawalnemu po prostu za bardzo spadł poziom cukru. Dlatego poczuł się źle na pokładzie samolotu i trafił w stanie ciężkim do szpitala. Po tym, gdy Nawalnego przetransportowano do berlińskiej kliniki, okazało się jednak, że z dużym prawdopodobieństwem został otruty. Rosyjski rząd oficjalnie od tej próby zabójstwa się odżegnał. I choć deklaruje, że nie ma ze sprawą nic wspólnego, to nie chce też międzynarodowego dochodzenia. – By wszcząć dochodzenie, potrzebny jest powód. Na razie mamy pacjenta w śpiączce – stwierdził Dmitrij Pieskow, rzecznik prezydenta Putina. Przez światowe media przetoczyła się podobna fala komentarzy jak po otruciu polonem płk. Aleksandra Litwinienki (byłego funkcjonariusza rosyjskiego kontrwywiadu FSB, który zbiegł na Zachód) i zatruciu gazem nowiczokiem Siergieja Skripala (byłego oficera rosyjskiego wywiadu wojskowego GRU, który pracował dla zachodnich służb). – Dlaczego Putin truje swoich wrogów? – często słyszeliśmy w ostatnich dniach takie pytanie. Najprostsza odpowiedź brzmi: bo może. Putin wie, że dopóki rządzi Rosją, nie spotka go za to żadna realna kara. Wykonawcy zamachów też mogą spać spokojnie. Przykładem na to jest kariera Andrieja Ługowoja, podejrzanego w sprawie otrucia Litwinienki. Został on parlamentarzystą. Zabijanie „zdrajców" i „wrogów" leży po prostu głęboko w tradycji Kremla i Łubianki. A że czasem są to osoby uznawane za wrogów wewnętrznych...
Zaskakujący bunt w Chabarowsku
Dlaczego jednak Nawalny został otruty dopiero teraz, skoro od lat tropi korupcję rosyjskich polityków i od dawna jest uznawany za nieformalnego przywódcę opozycji? Jak nietrudno zauważyć, ten incydent zbiegł się z masowymi protestami na Białorusi wymierzonymi we władzę prezydenta Aleksandra Łukaszenki. Skala społecznego buntu mogła mocno zaskoczyć Kreml. Wcześniej opozycja na Białorusi miała opinię podobnie słabej, jak w Rosji, a jednak zdołała wyprowadzić na ulice setki tysięcy zwykłych ludzi. Kreml miał prawo być zaniepokojony już w lipcu, po tym jak w Kraju Chabarowskim doszło do masowych protestów po aresztowaniu miejscowego gubernatora Siergieja Furgała. Furgał, polityk Liberalno-Demokratycznej Partii Rosji (nacjonalistycznej, „koncesjonowanej" opozycji), oficjalnie został oskarżony o zlecanie zabójstw. Mieszkańcy Chabarowska wyszli jednak na ulice w jego obronie. Uznali, że został zatrzymany dlatego, że wygrał w 2018 r. wybory lokalne z kandydatem wyznaczonym przez Putina.
„Mimo że Nawalny nie stanowił bezpośredniego zagrożenia dla rządzących, jego rozpoznawalność i aktywność mogły skłonić władze do podjęcia decyzji o jego neutralizacji, zwłaszcza w obecnym kontekście polityczno-społecznym. Po pierwsze, wydarzenia na Białorusi (które Nawalny szeroko relacjonował) wzbudziły w Rosji sympatię do pokojowo protestujących Białorusinów, również wśród osób dystansujących się od polityki. Po drugie, notowania rosyjskich władz w sondażach od dłuższego czasu wykazują tendencję spadkową (według badania Centrum Lewady poziom aprobaty dla Putina wynosi 60 proc., ale zaufania jedynie 23 proc.), a w kraju tlą się protesty polityczne (w tym od ponad 40 dni w Chabarowsku), ekologiczne i inne. Wreszcie – mimo nowelizacji prawa wyborczego umożliwiającej masowe fałszerstwa Kreml obawia się wyników wrześniowych wyborów regionalnych oraz wyborów parlamentarnych w 2021 r. W obu przypadkach wsparcie struktur Nawalnego dla kandydatów antykremlowskich stanowiłoby jeden z czynników ryzyka" – piszą analitycy Ośrodka Studiów Wschodnich.
Psychologia tłumu
Wśród komentatorów toczy się gorący spór o to, czy Putin chce wymienić Łukaszenkę (np. na siedzącego obecnie w białoruskim więzieniu byłego kandydata na prezydenta Wiktara Babarykę, który wcześniej był dyrektorem w Biełgazprombanku), czy też jednak pozwolić osłabionemu Łukaszence pozostać u władzy i wykorzystać jego osłabienie do jeszcze większego uzależnienia Białorusi od Rosji. W tej kwestii podzieleni są również sami Rosjanie.
– Masowe fałszerstwa w wyborach z 9 sierpnia wywołały protesty na dużą skalę w wielu białoruskich miastach i jest to scenariusz, który Kreml prawdopodobnie uznaje za korzystny, gdyż pozostawia białoruskiego przywódcę osłabionego i bardziej zależnego od Moskwy. A jednocześnie Putin może przedstawiać się jako bardziej umiarkowany przywódca autorytarny, w kontraście do „ostatniego dyktatora Europy". Antyrządowe demonstracje na Białorusi w tym samym czasie głęboko dzielą jednak rosyjskich nacjonalistów. Część z nich widzi ten białoruski scenariusz jako korzystny dla odbudowy imperium, gdy inni z tych samych powodów postrzegają go niekorzystnie – wskazuje Paul Goble, ekspert Jamestown Foundation i zarazem były funkcjonariusz CIA.