Czy Putin rzeczywiście obawia się „złego” przykładu z Mińska?

Otrucie Aleksieja Nawalnego sugeruje, że rosyjski przywódca „dmucha na zimne".

Publikacja: 31.08.2020 14:31

Białorusini demonstrują swój sprzeciw wobec rządów Łukaszenki również na ulicach Moskwy. Rosyjska po

Białorusini demonstrują swój sprzeciw wobec rządów Łukaszenki również na ulicach Moskwy. Rosyjska policja podchodzi do ich protestów dosyć powściągliwie, choć przecież nawet małe pikiety są zakazane z powodu pandemii.

Foto: AFP, Dimitar DILKOFF Dimitar DILKOFF

Według rosyjskich lekarzy znanemu opozycjoniście Aleksiejowi Nawalnemu po prostu za bardzo spadł poziom cukru. Dlatego poczuł się źle na pokładzie samolotu i trafił w stanie ciężkim do szpitala. Po tym, gdy Nawalnego przetransportowano do berlińskiej kliniki, okazało się jednak, że z dużym prawdopodobieństwem został otruty. Rosyjski rząd oficjalnie od tej próby zabójstwa się odżegnał. I choć deklaruje, że nie ma ze sprawą nic wspólnego, to nie chce też międzynarodowego dochodzenia. – By wszcząć dochodzenie, potrzebny jest powód. Na razie mamy pacjenta w śpiączce – stwierdził Dmitrij Pieskow, rzecznik prezydenta Putina. Przez światowe media przetoczyła się podobna fala komentarzy jak po otruciu polonem płk. Aleksandra Litwinienki (byłego funkcjonariusza rosyjskiego kontrwywiadu FSB, który zbiegł na Zachód) i zatruciu gazem nowiczokiem Siergieja Skripala (byłego oficera rosyjskiego wywiadu wojskowego GRU, który pracował dla zachodnich służb). – Dlaczego Putin truje swoich wrogów? – często słyszeliśmy w ostatnich dniach takie pytanie. Najprostsza odpowiedź brzmi: bo może. Putin wie, że dopóki rządzi Rosją, nie spotka go za to żadna realna kara. Wykonawcy zamachów też mogą spać spokojnie. Przykładem na to jest kariera Andrieja Ługowoja, podejrzanego w sprawie otrucia Litwinienki. Został on parlamentarzystą. Zabijanie „zdrajców" i „wrogów" leży po prostu głęboko w tradycji Kremla i Łubianki. A że czasem są to osoby uznawane za wrogów wewnętrznych...

Zaskakujący bunt w Chabarowsku

Dlaczego jednak Nawalny został otruty dopiero teraz, skoro od lat tropi korupcję rosyjskich polityków i od dawna jest uznawany za nieformalnego przywódcę opozycji? Jak nietrudno zauważyć, ten incydent zbiegł się z masowymi protestami na Białorusi wymierzonymi we władzę prezydenta Aleksandra Łukaszenki. Skala społecznego buntu mogła mocno zaskoczyć Kreml. Wcześniej opozycja na Białorusi miała opinię podobnie słabej, jak w Rosji, a jednak zdołała wyprowadzić na ulice setki tysięcy zwykłych ludzi. Kreml miał prawo być zaniepokojony już w lipcu, po tym jak w Kraju Chabarowskim doszło do masowych protestów po aresztowaniu miejscowego gubernatora Siergieja Furgała. Furgał, polityk Liberalno-Demokratycznej Partii Rosji (nacjonalistycznej, „koncesjonowanej" opozycji), oficjalnie został oskarżony o zlecanie zabójstw. Mieszkańcy Chabarowska wyszli jednak na ulice w jego obronie. Uznali, że został zatrzymany dlatego, że wygrał w 2018 r. wybory lokalne z kandydatem wyznaczonym przez Putina.

„Mimo że Nawalny nie stanowił bezpośredniego zagrożenia dla rządzących, jego rozpoznawalność i aktywność mogły skłonić władze do podjęcia decyzji o jego neutralizacji, zwłaszcza w obecnym kontekście polityczno-społecznym. Po pierwsze, wydarzenia na Białorusi (które Nawalny szeroko relacjonował) wzbudziły w Rosji sympatię do pokojowo protestujących Białorusinów, również wśród osób dystansujących się od polityki. Po drugie, notowania rosyjskich władz w sondażach od dłuższego czasu wykazują tendencję spadkową (według badania Centrum Lewady poziom aprobaty dla Putina wynosi 60 proc., ale zaufania jedynie 23 proc.), a w kraju tlą się protesty polityczne (w tym od ponad 40 dni w Chabarowsku), ekologiczne i inne. Wreszcie – mimo nowelizacji prawa wyborczego umożliwiającej masowe fałszerstwa Kreml obawia się wyników wrześniowych wyborów regionalnych oraz wyborów parlamentarnych w 2021 r. W obu przypadkach wsparcie struktur Nawalnego dla kandydatów antykremlowskich stanowiłoby jeden z czynników ryzyka" – piszą analitycy Ośrodka Studiów Wschodnich.

Psychologia tłumu

Wśród komentatorów toczy się gorący spór o to, czy Putin chce wymienić Łukaszenkę (np. na siedzącego obecnie w białoruskim więzieniu byłego kandydata na prezydenta Wiktara Babarykę, który wcześniej był dyrektorem w Biełgazprombanku), czy też jednak pozwolić osłabionemu Łukaszence pozostać u władzy i wykorzystać jego osłabienie do jeszcze większego uzależnienia Białorusi od Rosji. W tej kwestii podzieleni są również sami Rosjanie.

– Masowe fałszerstwa w wyborach z 9 sierpnia wywołały protesty na dużą skalę w wielu białoruskich miastach i jest to scenariusz, który Kreml prawdopodobnie uznaje za korzystny, gdyż pozostawia białoruskiego przywódcę osłabionego i bardziej zależnego od Moskwy. A jednocześnie Putin może przedstawiać się jako bardziej umiarkowany przywódca autorytarny, w kontraście do „ostatniego dyktatora Europy". Antyrządowe demonstracje na Białorusi w tym samym czasie głęboko dzielą jednak rosyjskich nacjonalistów. Część z nich widzi ten białoruski scenariusz jako korzystny dla odbudowy imperium, gdy inni z tych samych powodów postrzegają go niekorzystnie – wskazuje Paul Goble, ekspert Jamestown Foundation i zarazem były funkcjonariusz CIA.

W dawnym bloku sowieckim władze często zmieniano za pomocą sprowokowanych konfliktów społecznych (tak jak to było choćby w PRL w 1970 i 1980 r.), a obecne protesty na Białorusi wpisują się w ten dobrze znany rosyjskim służbom mechanizm. Rosja ryzykuje jednak, że konflikt społeczny na Białorusi wymknie się spod jej kontroli i Białorusini wybiorą na przywódcę, kogoś kto nie jest jej „człowiekiem". Potencjalnym problemem dla Kremla jest też to, że nie da się zastosować takiego samego mechanizmu propagandowego jak wobec Ukrainy i przedstawić białoruskie protesty jako krwawy przewrót zorganizowany przez „faszystów" i „antyrosyjskich nacjonalistów wspieranych przez NATO". Białoruś była bowiem zbyt długo przedstawiana jako bratni i przyjazny kraj, a opozycja nie jest nastawiona wrogo wobec Rosji. Niepokoić może również to, że do masowych protestów doszło w kraju, którego społeczeństwo było uznawane za bierne i pogodzone z losem, opozycja żałośnie słaba, media zaś zdominowane przez rosyjski przekaz.

– To, co się dzieje teraz na Białorusi, może stać realnym scenariuszem w Rosji za cztery lata czy później. To wskazuje, że Putin może znaleźć się wówczas w o wiele większych kłopotach niż obecnie Łukaszenko – stwierdził Anton Oreh, rosyjski politolog związany z opozycją.

Putin długo cieszył się ogromną popularnością korzystając z tego, że dobra koniunktura na rynku naftowym zapełniała państwową kasę. Naftowe złote czasy się już skończyły. Rosyjski przywódca nie jest w stanie zaoferować dobrobytu narodowi, może więc jedynie pokazywać swoją siłę i determinację trwania u władzy.

Nawalny, czyli jak wywołać ból u putinowskich elit władzy

Jeśli jakiś rosyjski opozycjonista mógł realnie zaszkodzić putinowskiej władzy, to był nim Aleksiej Nawalny. Ten 44-letni prawnik, były członek rady nadzorczej Aeroflotu, prowadził dwa kanały na YouTubie poświęcone korupcji w Rosji, które mają ponad 4 mln obserwujących. Nawalny podczas swoich śledztw dziennikarskich zdołał pokazać m.in., że były prezydent Dmitrij Miedwiediew, prokurator generalny Jurij Czajka, rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow i obecny premier Michaił Miszustin ukrywają wielkie majątki niewiadomego pochodzenia. Nawalny w błyskotliwy sposób pokazywał w swoich filmach korupcję trawiącą Rosję i był bardzo popularny wśród ludzi młodych. Reprezentował nowy typ opozycjonisty, dobrze dostosowanego do zmian pokoleniowych i technologicznych. Nawalny nie stroni też od nacjonalizmu. Opowiada się za tym, by Rosja zatrzymała Krym i by ograniczyć napływ imigrantów z Kaukazu. Gdy w 2013 r. wystartował w wyborach na mera Moskwy, zdobył w nich 27 proc. głosów (według danych oficjalnych), co było dobrym wynikiem jak na czasy wielkiej popularności ekipy Putina. Władze wielokrotnie próbowały skompromitować Nawalnego. W 2013 r. sąd skazał go na pięć lat więzienia za rzekome nadużycia w spółce Kirowles. Po protestach w obronie opozycjonisty, sąd drugiej instancji złagodził wyrok. Orzekł karę w zawieszeniu na pięć lat. Samorząd adwokacki pozbawił po tym Nawalnego prawa do wykonywania zawodu. Próbował on startować w wyborach prezydenckich w 2018 r., ale Centralna Komisja Wyborcza wykluczyła go, argumentując, że jest osobą skazaną. Jego uczciwe starcie wyborcze z Putinem z pewnością byłoby ciekawe... HK

Gospodarka światowa
Fed pozostawił stopy procentowe w USA bez zmian
Gospodarka światowa
Załamanie liry i giełdy tureckiej po aresztowaniu przywódcy opozycji
Gospodarka światowa
Putin pozwolił spieniężyć część uwięzionych akcji
Gospodarka światowa
Niemcy: poluzowanie hamulca da szansę na powrót gospodarki do wzrostu
Gospodarka światowa
W Europie Środkowo-Wschodniej mniej fuzji i przejęć banków
Gospodarka światowa
BYD ma technologię bardzo szybkiego ładowania samochodów elektrycznych
Gospodarka światowa
Bessent nie boi się korekty giełdowej