Globalna hossa jak na razie była odporna na napięcia geopolityczne. Za rządów Donalda Trumpa rynki od czasu do czasu nerwowo reagowały na groźbę konfrontacji USA z Koreą Północną czy z Iranem. Zawirowania na giełdach z tym związane były jednak zazwyczaj krótkie i szybko szły wśród inwestorów w niepamięć. W pierwszych miesiącach rządów Joe Bidena inwestorzy wydawali się podchodzić jeszcze bardziej stoicko do napięć wojennych. Koncentracja rosyjskich wojsk nad granicą z Ukrainą nie zrobiła na giełdach większego wrażenia. Owszem, rubel przez pewien czas słabł i prezentował się źle na tle innych walut z rynków wschodzących, ale moskiewski indeks Moex ustanowił rekord kilka dni po tym, jak USA nałożyły nowe sankcje na Rosję.
Inwestorzy nie wystraszyli się również napięcia wojennego w Cieśninie Tajwańskiej. Taiex, czyli główny indeks giełdy w Tajpej, zyskał od początku roku około 20 proc. i w ostatnich miesiącach bił rekord za rekordem. No cóż, być może rynek się już przyzwyczaił do gróźb Pekinu wobec Tajwanu i przyjął z ulgą to, że Rosja wycofała część wojsk znad ukraińskiej granicy. Uczucie ulgi może być jednak przedwczesne. Zarówno z kryzysu ukraińskiego, jak i tajwańskiego mogą wyniknąć jeszcze poważne komplikacje. Rosja jak i Chiny testują nową amerykańską administrację i patrzą, na ile mogą sobie pozwolić. „Gdy silne kraje sprawiają wrażenie słabych, te, które są naprawdę słabsze, mogą zdecydować się na ryzyko, którego by inaczej nie podjęły" – pisze amerykański historyk wojskowości Victor Davis Hanson.
Czerwona linia
– Ktokolwiek zagrozi naszym kluczowym interesom bezpieczeństwa, będzie tego żałował tak jak nigdy wcześniej. My sami określimy „czerwoną linię" w każdej konkretnej kwestii – mówił rosyjski prezydent Władimir Putin podczas wystąpienia w parlamencie 21 kwietnia 2021 r. Jego groźby były dosyć enigmatyczne, bo nie określił, co jest dla Rosji „czerwoną linią". Widocznie wolał pozostawić wszystkich w niepewności.
Czy rzeczywiście był on w ostatnich tygodniach gotowy do ataku? Wielu analityków widziało ryzyko, że wojska rosyjskie pójdą na ukraiński port w Mariupolu i przebiją korytarz na Krym. W ten sposób by zdobyto źródła dostaw wody dla Krymu, a Putin mógł wzmocnić poparcie dla siebie w kraju za pomocą krótkiej, zwycięskiej kampanii. W ten scenariusz wpisuje się ogłoszona przez Rosję blokada Cieśniny Kerczeńskiej (łączącej Morze Azowskie z Morzem Czarnym) mająca potrwać do października. Jest ona też formą wojny ekonomicznej, gdyż odcina dostęp do portów w Mariupolu i Berdiańsku. Przeciwko scenariuszowi rychłego ataku przemawiają jednak warunki pogodowe. Na rosyjskich i ukraińskich stepach trwają obecnie roztopy, co utrudnia przemieszczanie wojsk. Warunki do ataku zrobią się korzystniejsze w maju–czerwcu. Tymczasem koncentracja rosyjskich wojsk nad granicą Ukrainy była aż zbyt ostentacyjna. Filmy pokazujące przerzut tych sił szybko zalały internet. Czy w ten sposób przygotowuje się „niespodziewany" atak?