Ekonomiści mBanku oczekują wzrostu PKB w Polsce o nieco poniżej 4 proc. Do rosnącej konsumpcji dołączą inwestycje i tu główną rolę odegrają pieniądze unijne, które posłużą też do finansowania „wielkich” projektów typu CPK, modernizacja sieci przesyłowych czy elektrownia atomowa. Towarzyszyć będą im inwestycje firm prywatnych w automatyzację, efektywność energetyczną i zieloną energię. Powoli odblokowywać powinny się samorządy (również dzięki pieniądzom z UE) oraz mniej spektakularne inwestycje centralne. Konsumpcja spisze się słabiej, bo rynek pracy nie będzie już generował tak dużych wzrostów płac nominalnych. – Mniej negatywny wkład eksportu netto byłby miłym dodatkiem, ale oceniamy, że otoczenie globalne nie będzie na tyle dobre, że dojdzie do bardzo szybkiej dywersyfikacji eksportu (choć będzie ona następować). Czarnym koniem wzrostu mogą okazać się inwestycje wojskowe, które do kupowanego sprzętu (import) stanowić będą zaplecze infrastrukturalne, zaopatrzeniowe oraz ludzkie – czytamy w raporcie mBanku.
Może wzrosnąć popyt armii na pracowników
Popyt na pracę jest stabilny, ale poniżej poziomów z lat 2021-2022. W najbliższym czasie większe zapotrzebowanie na pracowników będą zgłaszać sektory powiązane rodzajem aktywności z wydatkami inwestycyjnymi (w samym budownictwie potrzebne będzie zapewnienie prawie 100 tys. pracowników – przynajmniej tak wyglądają szacunki branżowe). Jednocześnie w otoczeniu słabego popytu zewnętrznego, inne sektory cykliczne (przetwórstwo przemysłowe, transport) mogą nie zgłaszać dodatkowego zapotrzebowania na pracowników, a wręcz przeważać mogą zwolnienia (ewentualnie jedynie uzupełnienie składu osobowego). Potencjał do dalszej automatyzacji zadań pracowników pozostaje znaczący. W sytuacji niższego wzrostu płacy minimalnej (8,5%) oraz skromniejszych wynagrodzeń dla sektora publicznego (5-propc. wzrost kwoty bazowej), słabnięcia percepcji wysokiej inflacji (szykuje się kolejna tarcza energetyczna, oczekiwania inflacyjne znajdują się powyżej minimum z 2023 roku, ale blisko poziomów z czasów historycznie niskiej i stabilnej inflacji), oczekujemy wygasania presji płacowej, co potwierdzają również ankiety NBP. Sytuację pracowników i ich siłę przetargową obniżać będzie rosnąca percepcja. Zwolnienia w restrukturyzujących się firmach (sektorach) nie muszą odpowiadać idealnie strukturze nowego popytu. Uważamy, że na rynkach lokalnych istotnym „odbiorcą” pracowników może być wojsko, które płaci stosunkowo dobrze na tle płacy minimalnej, czy mediany wynagrodzeń.
W 2025 roku dynamiki nominalnych wynagrodzeń sięgną 8-9 proc. Ryzyko: wyjazd Ukraińców po zakończeniu wojny (to będzie ewidentnie szok podażowy prowadzący do wyższych wynagrodzeń oraz słabszej aktywności gospodarczej, zwłaszcza w sektorach z egzogenicznym popytem - wzrośnie ryzyko niewykorzystania środków z UE).
Armia może być krańcowym odbiorcą nadwyżek pracowników w części regionów, które pojawią się w wyniku restrukturyzacji kosztowej firm oraz postępującej automatyzacji. Presja inflacyjna już spada, a w 2025 roku będzie tylko lepiej, gdy znaczenie dla inflacji będą tracić płace (rosnące wolniej), a produktywność będzie się nadal poprawiać. Zwyżki inflacji na początku 2025 roku to głównie artefakt statystyczny i regulacyjny. – To nie jest presja inflacyjna, lecz podniesienie poziomu (niektórych) cen – uważają ekonomiści i przewidują średnioroczna inflacje na poziomie 4,3 proc. a jej wartość na koniec roku na 3,1 proc.
Konsumpcja będzie rosła, ale wolniej
Stopa oszczędności, liczona jako odsetek dochodu rozporządzalnego, a więc strumień, wróciła do poziomów sprzed pandemii. – Co to właściwie oznacza? W zasadzie bezpiecznie można stwierdzić tylko tyle, że nadmierne wychylenie w dół w ostatnim czasie zostało zniwelowane i od tego momentu prawdopodobieństwa ruchu w dół i w górę są bardziej zrównoważone – twierdzą ekonomiści. Dynamiki dochodów realnych osiągnęły szczyty; dotyczy to również funduszu płac. Od tej pory niższy będzie wzrost płac nominalnych, przejściowo wyższa będzie inflacja.