W jakim stopniu wrześniowy spadek inflacji do 8,2 proc. rok do roku z 10,1 proc. w sierpniu wynikał z interwencji rządu i spółek Skarbu Państwa, a w jakim stopniu był wynikiem faktycznego wygasania presji na wzrost cen w polskiej gospodarce?
Myślę, że te jednorazowe czynniki mogą odpowiadać za około połowę spadku inflacji we wrześniu. Mieliśmy do czynienia z istotnym rozziewem między hurtowymi a detalicznymi cenami paliw. Do tego w życie wszedł program częściowo darmowych leków i obniżki cen niektórych biletów na kolei. Ta druga połowa spadku inflacji, która nie wynikała z działań administracyjnych, też częściowo była efektem zdarzeń jednorazowych. Lato było wyjątkowo ciepłe, co sprawiło, że mieliśmy cztery z rzędu miesiące spadku cen żywności. To się rzadko zdarza. Oczywiście, trwałe siły dezinflacyjne też wciąż działają. Następuje poprawa w łańcuchach dostaw, co sprzyja normalizacji cen towarów, szczególnie w warunkach słabości popytu wewnętrznego. Ciągle odczuwamy też skutki niższych cen niektórych nośników energii.
W październiku i w kolejnych miesiącach inflacja będzie nadal malała?
Zakładamy, że do końca roku inflacja zmaleje do około 7 proc. Wcześniej widzieliśmy szanse na to, że spadnie w okolice 6 proc., ale dziś wydaje się to mało prawdopodobne. Jednym z powodów jest to, że osłabił się złoty i obawiamy się, że ta słabość szybko nie minie. Do tego mamy do czynienia z odbiciem w górę cen ropy naftowej na globalnym rynku. Wiele wskazuje na to, że cena w okolicy 100 dol. za baryłkę zostanie z nami na dłużej. Mrożenie cen paliwa nie będzie możliwe do utrzymania. Już widać, że powtarza się historia, którą znamy z Węgier. Gdy ludzie mają świadomość tego, że ceny paliw są czasowo zaniżone, pojawia się dodatkowy popyt, za którym nie nadąża podaż. Pojawiają się więc braki na stacjach paliw.