Produkt krajowy brutto Polski – najszerszy wskaźnik aktywności w gospodarce – wzrósł w II kwartale o 5,5 proc. rok do roku po zwyżce o 8,5 proc. w I kwartale – podał w środę GUS. W połowie miesiąca statystycy wstępnie szacowali, że wzrost PKB zwolnił do 5,3 proc. Rzeczywistość okazała się więc nieco lepsza, ale i tak gorsza niż oczekiwali przeciętnie ekonomiści przed wstępnym odczytem. Wtedy bowiem zakładali, że PKB wzrósł o 6 proc. rok do roku.
Powyższe dane nie biorą pod uwagę czynników sezonowych. Zaburza je też tzw. efekt przeniesienia, związany z bardzo udanym przełomem lat 2021 i 2022. Faktycznie gospodarka była w II kwartale w znacznie gorszej kondycji. Wskazuje na to spadek PKB oczyszczonego z wpływu czynników sezonowych w stosunku do poprzedniego kwartału, który sięgnął 2,1 proc. Wstępnie GUS szacował, że tak licząc PKB zmalał o 2,3 proc. Rewizja nie zmienia jednak tego, że II kwartał był pod tym względem najsłabszy od II kwartału 2020 r., gdy gospodarkę paraliżowały restrykcje związane z pierwszą falą pandemii. Wcześniej z ponad 2-proc. kwartalną zniżką PKB mieliśmy do czynienia w 1996 r., ale to również była anomalia.
Czytaj więcej
W sierpniu ceny towarów i usług konsumpcyjnych wzrosły o 16,1 proc. rok do roku, najbardziej od marca 1997 r. To duża niespodzianka, bo ekonomiści powszechnie oczekiwali, że spadek cen paliw ustabilizuje inflację na lipcowym poziomie 15,6 proc. a nawet nieco ją obniży.
Teraz ekonomiści oceniają, że pod pewnymi względami II kwartał również był bardzo nietypowy, a gospodarka nie traci impetu tak szybko, jak sugeruje PKB. Przeciwnie. - Lusterko wsteczne póki co pokazuje gospodarkę wciąż rozpędzoną. Co więcej, zachowanie eksportu netto i zapasów sugeruje wręcz przegrzanie – popyt konsumpcyjny i inwestycyjny nie mógł być zaspokojony przez krajowe zdolności wytwórcze – ocenia Piotr Bartkiewicz, ekonomista z Pekao.