Według Brukseli nasza gospodarka skurczy się w tym roku o 1,4 proc., a deficyt sektora rządowego i samorządowego podskoczy do 6,6 proc. PKB. Przyczyną będzie m.in. załamanie eksportu, jak również – co jest pewną nowością w analizach Komisji – nagły spadek popytu wewnętrznego w wyniku wstrzymania akcji kredytowej.
Jeszcze w styczniu KE szacowała tegoroczny wzrost polskiego PKB na 2 proc. Ministerstwo Finansów oceniało to jako potwierdzenie swoich optymistycznych, jak się wówczas wydawało, prognoz (wzrost PKB o około 3,7 proc., zrewidowany przed kilkoma tygodniami do 1,7 proc.). Teraz szef resortu Jacek Rostowski mówi, że z szacunkami Brukseli się nie zgadza. Jednocześnie przyznaje, że trudno oszacować, jaki będzie wzrost PKB w tym roku (nie wyklucza kwartalnych spadków PKB). Ostatecznie przyznał, że będzie oscylował powyżej 1 proc. Jego zdaniem, deficyt sektora finansów publicznych w najgorszym scenariuszu nie powinien przekroczyć 4,6 proc. PKB.
Opublikowane wczoraj szacunki Komisji komplikują przyjęcie przez nas euro. Zdaniem analityków KE, sytuacja fiskalna Polski w 2010 r. jeszcze się pogorszy (deficyt sięgnie 7,3 proc. PKB, a dług publiczny – 59,7 proc., blisko konstytucyjnego limitu). Trudno spodziewać się zatem, by KE dała wiarę zapewnieniom, że niedobór finansów publicznych nie będzie przekraczał 3 proc. PKB, czyli unijnego limitu. A to zaś jest jednym z warunków wejścia do eurostrefy. Co więcej, Komisja zapowiedziała powrót do procedury nadmiernego deficytu wobec Polski (kroki dyscyplinujące objąć mają także Litwę i Łotwę oraz Maltę).
Minister Rostowski zapewnia, że przyjęcie euro w 2012 r. wciąż jest w zasięgu możliwości. Podkreślił również, że w sytuacji, gdy 21 z 27 krajów członkowskich przekroczy 3-proc. limit deficytu, a łączny deficyt krajów Wspólnoty sięgnie 6 proc. PKB, sankcje unijne nie powinny mieć dużego znaczenia dla inwestorów.