Polski system energetyczny w ostatnich dniach ponownie znalazł się na granicy blackoutu. Tym razem „gorąco” było w całej zachodniej Polsce.
[srodtytul]A miało być spokojnie[/srodtytul]
Do niedawna poważnym problemem był brak sprawnych mocy do produkcji energii. Problem ten stracił na znaczeniu, ponieważ popyt na prąd spada. Tym razem za to nie wytrzymały sieci przesyłowe. W ostatnią sobotę zaczęło się od serii zwarć, a potem wyłączeń kilkunastu linii. Skończyło się na tym, że z systemu „wypadły” elektrociepłownie Gorzów i Zielona Góra.
– Problemy występowały w sobotę od Dolnego Śląska po Pomorze Zachodnie. Dotyczyły zarówno linii obsługiwanych przez PSE Operator, jak i Eneę oraz spółkę dystrybucyjną EnergiaPro należącą do grupy Tauron. Gdyby zwarcia, które nastąpiły, doprowadziły też do wyłączenia Elektrociepłowni Karolin (jest ona zarządzana przez Dalkię Poznań – red.) lub linii Krajnik–Plewiska (linia łączy okolice Poznania z granicą Niemiec pod Szczecinem – red.), nie udałoby nam się utrzymać zasilania dla całej aglomeracji poznańskiej – podsumowuje Dariusz Chomka, rzecznik PSE Operator.
Ze względu na spadek zasilania w kraju prąd w zwiększonych ilościach popłynął do Polski z Niemiec i Szwecji. Wsparcia musiała udzielać też Elektrownia Szczytowo-Pompowa w Żarnowcu.