Hossa zaskoczyła nie tylko Wall Street, ale przede wszystkim europejskie parkiety giełd. Choć negatywnie rozczarowały przede wszystkim Chiny, fatalne nastroje na Hang Seng nie przelały się na zachodnie rynki i nie powstrzymały byków. Przede wszystkim gospodarki i konsumenci okazali się zaskakująco odporni, przy akompaniamencie spadającej inflacji, pozwalającej marzyć o cięciach stóp Fed, EBC (i NBP) w 2024 roku. Na rodzimej Giełdzie Papierów Wartościowych obserwowaliśmy sporą zwyżkę. WIG20 zyskał ponad 30%, a w styczniu 2023 roku tylko niewielu dawało szanse, na taką skalę odbicia. Czy rok 2024 daje nadzieję na kontynuację wzrostowego trendu?
Odpowiedź na to pytanie brzmi 'tak', ale byśmy mogli liczyć na porównywalną skalę wzrostów, konieczne wydaje się zaistnienie kilku czynników jednocześnie (przy braku 'czarnych łabędzi', które zawsze mogą stanowić zupełnie nowe rozdanie). Przede wszystkim WIG nie będzie poruszał się w oderwaniu od nastrojów na amerykańskiej giełdzie. By obserwować dalszą zwyżkę po obu stronach Atlantyku, konieczny wydaje się dalszy, powolny (ale nie gwałtowny, mogący zwiastować twarde lądowanie) spadek inflacji, przy zachowaniu 'odporności' głównych gospodarek. Także trendy konsumenckie w 2024 powinny być wystarczająco mocne, by inwestorzy mogli oczekiwać poprawy marż i zysków spółek.
Prawdopodobnie rynki pozostaną wrażliwe na każde mocniejsze, niż sugerowałyby oczekiwania pogorszenie danych makro, które mogą sygnalizować, że co prawda gospodarki uniknęły recesji w 2023, ale był to po prostu odwleczony w czasie proces, który rozpocznie się w roku 2024. Dynamiczne cięcia stóp (których oczekuje w tej chwili rynek liczący na 160 pb cięć w 2024) wcale nie muszą być katalizatorem wzrostu na Wall Street. Wydaje się, że dla inwestorów korzystniejszy byłby scenariusz wciąż odpornej gospodarki i ostrożniejszych niż obecnie oczekiwane cięć stóp w bankach centralnych. Jednym słowem, słabe dane w przyszłym roku mogą być (wreszcie) interpretowane przez rynek negatywnie. Dotychczas stanowiły raczej paliwo do zwiększenia zakładów 'przeciwko Fed', wspierając nastroje rynku akcji (i ostatecznie obligacji). W przyszłym roku mogą jednak przechodzić przez nieco inny filtr, a to, co napędzało inwestorów w mijającym okresie, w przyszłym może stanowić podstawę do wzrostu obaw i awersji do ryzyka.
Główny, polski benchmark WIG20 zamknął rok na poziomach niewidzianych od stycznia 2022 roku i jeśli euforia na giełdach zostanie przedłużona, zasadne wydaje się oczekiwanie, że rok 2024 poprowadzi go na nowe, historyczne szczyty. Błędem byłoby jednak sądzić, że rajd w 2024 jest 'gwarantowany' choć spadek inflacji, przy silnym rynku pracy pozwala prognozować wzrost realnych wynagrodzeń, sprzyjający detalistom i szerszej koniunkturze rynku akcji. Inwestorzy skoncentrują się na odłożonych w czasie efektach zacieśniania polityki monetarnej, które w przyszłym roku znajdą pełniejsze odzwierciedlenie w gospodarczych danych. Jeśli efekty te niemal się nie ujawnią, będzie to kolejne (pozytywne) zaskoczenie, nie tylko dla rynków, ale i dla wielu ekonomistów. Oczywiście - 'jeśli'.
Dzisiejszy odczyt regionalnego indeksu Chicago PMI okazał się znacznie słabszy od prognoz i wpisał się w grudniowe pogorszenie wskaźników makro z gospodarki Stanów Zjednoczonych. Jeśli słabe odczyty zdominują także styczeń, niewykluczone, że inwestorzy będą oczekiwać jeszcze szybszego odwrócenia obecnej polityki Fed. Jeśli Rezerwa Federalna wypełni taki scenariusz, jego wpływ na wyceny ryzykownych aktywów, w tym indeksów z rynków wschodzących, do których należy Polska, wydaje się mocno niepewny, a przedłużenie tegorocznej euforii bynajmniej nie jest gwarantowane.