Zielony rajd można było obserwować na rynkach akcyjnych od Australii, przez Europę i USA po Amerykę Południową. Umacniały się obligacje rządowe, których rentowności spadały. Amerykańska inflacja była też paliwem do wyprzedaży dolara, a w zamian umacniały się m.in. waluty z krajów rozwijających się.

Szczyt wskaźnika cen za oceanem prawdopodobnie za nami. Wolniejszy wzrost cen to bardzo pozytywny sygnał dla rynków, jednak kluczowa w średnim terminie będzie reakcja Fed. Docelowa stopa może być niższa niż jej oczekiwany jeszcze kilkanaście dni temu przez inwestorów poziom. Przed Amerykanami wciąż długa droga, zanim inflacja osiągnie cel inflacyjny. Będzie to pewnie łatwiejsze do osiągnięcia niż chociażby w naszym kraju.

Polskie aktywa przed świątecznym weekendem nie pozostawały w tyle. Odbiły indeksy giełdowe, rentowność dziesięciolatek osunęła się w pobliże 7,2 proc., a zloty wyraźnie aprecjonował. Wobec dolara krajowa waluta jest najmocniejsza od czerwca. Po ubiegłotygodniowej decyzji RPP o pozostawieniu stóp bez zmian wyraźnie w dół przesunęły się też oczekiwania inwestorów. W efekcie stawki kontraktów FRA wróciły blisko 7 proc.

Początek tygodnia na krajowym rynku zaczął się spokojnie. Inwestorzy wciąż są wrażliwi na odczyty inflacyjne, a we wtorek rano poznamy ostateczny poziom krajowego wskaźnika cen w październiku. Oby nie był wyższy niż wstępny szacunek 17,9 proc.