Wtorkowe dane na temat sierpniowej inflacji w USA rozczarowały. Na plus zapisać można tylko fakt, że główny wskaźnik CPI w ujęciu rok do roku był niższy niż w poprzednich dwóch miesiącach (8,3 proc. r./r. w sierpniu wobec 8,5 proc. w lipcu i 9,0 proc. w czerwcu) – widać tu trajektorię zniżkową. Jednak właściwie pod każdym innym względem wtorkowy raport sprawił niemiłą niespodziankę. Obserwatorów szczególnie zmartwiła inflacja bazowa (po wyłączeniu cen żywności i paliw), która miesiąc do miesiąca wyniosła aż 0,6 proc. (oczekiwano 0,3 proc.), a rok do roku 6,3 proc. (prognoza: 5,9 proc.). W tym drugim ujęciu inflacja bazowa przyspieszyła do poziomu najwyższego od pięciu miesięcy, co stawia całą rynkową retorykę na temat szczytu CPI pod znakiem zapytania.
Kolejna duża, 75-pkt, podwyżka stóp na zbliżającym się posiedzeniu Fedu (21 IX) jest praktycznie przesądzona. W górę przesuwają się też rynkowe oczekiwania odnośnie do skali podwyżek w kolejnych miesiącach. Od września podwaja się też tempo redukcji bilansu Fedu.
Takie otoczenie monetarne może znacznie utrudnić rozwinięcie dobrze zapowiadającej się próby odreagowania na giełdach. Zobaczymy, czy amerykański S&P 500 zdoła przełknąć gorzką inflacyjną pigułkę i zaatakować ciągle dość odległą lokalną górkę z połowy sierpnia (okolice 4300 pkt), stanowiącą kluczowy techniczny poziom oporu.