Podobnie zresztą wygląda sytuacja techniczna głównych indeksów giełd europejskich. Wzrosty z ostatnich dni można więc traktować jako początek kolejnej zwyżki w obrębie tego kanału, zwyżki, która niebawem wyniosłaby indeksy do nowych szczytów. Równocześnie jednak na wykresie WIG20 uformowała się mała formacja głowy z ramionami, z linią szyi w okolicach 1650 pkt (podobnie wygląda japoński Nikkei 225). Przełamanie tego wsparcia otworzyłoby drogę do dołka z przełomu marca i kwietnia w okolicach 1500 pkt.

Równocześnie ewentualne złamanie linii trendu wzrostowego na WIG-u sugerowałoby ruch w dół o wielkości równej w przybliżeniu szerokości wcześniejszego kanału trendu wzrostowego, co ponownie daje mniej więcej okolice poziomu 1500 jako cel. Niestety, wygląda to na sytuację typu 50/50, gdzie rozstrzygnięcie, czy korekta już się zakończyła, czy też czeka nas jeszcze jednak runda kilkudniowej słabości, jest niezwykle trudne. Osobiście inspiracji szukałbym w analogii pomiędzy obecną sytuacją na rynkach a tą, która panowała na rynku Nasdaq pod koniec 2001 roku.

Trwające od marca odbicie cen akcji na giełdach światowych od strony technicznej bardzo przypomina bowiem to, co działo się na Nasdaq po ustanowieniu dna panicznej wyprzedaży zaraz po atakach na USA z 11 września 2001. W obu przypadkach taka agresywna zwyżka - najsilniejsza od początku bessy - następowała po trwających 18-20 miesięcy spadkach o około 60 proc. (marzec 2000 - wrzesień 2001 i lipiec 2007 - marzec 2009).

Niezależnie od losów rynku w najbliższych dniach, z tej kuszącej analogii pomiędzy dynamiką tych dwóch łudząco do siebie podobnych procesów pękania spekulacyjnej bańki gigantycznych rozmiarów wynikają dwa wnioski. Krótkoterminowy: zwyżka powinna kulminować na poziomach z początku tego roku (WIG20 około 1920 pkt) w maju-czerwcu. Średnioterminowy: bessa powinna latem ulec wznowieniu i sprowadzić pod koniec roku ceny akcji do nowych minimów.

Osobiście nie jestem przekonany co do tego ostatniego wniosku, ale najwyraźniej jest on spójny z wizjami pierwszej od 1991 roku recesji polskiej gospodarki przedstawionymi przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Muszę przyznać, że publikowanie przez MFW katastroficznych wizji po półtora roku od początku owej katastrofy nie wzbudza jakoś mojego zaufania. Prognozy te stoją bowiem w zupełnej sprzeczności ze wskazaniami takich w miarę niezawodnych w przeszłości wskaźników wyprzedzających koniunktury gospodarczej w Polsce, jak zmiany stóp procentowych i zmiany kursu walutowego. Oba te czynniki do końca tego roku będą wspólnie działać stymulująco na tempo wzrostu gospodarczego.