Pokazała przy tym, że inwestorzy mają skłonność do zachowań jak w trakcie hossy - zbliżenie się do wsparcia traktują jako okazję do kupna akcji, a nie boją się jego przełamania. Tak trzeba interpretować wyraźną zwyżkę wbrew wczorajszemu marazmowi na świecie. Podczas poniedziałkowych notowań indeks WIG zbliżył się do 29 tys. pkt, co zachęciło do kupna walorów jeszcze pod koniec przedwczorajszej sesji. Pozycję optymistów wzmacniał fakt, że zniżce towarzyszyła mniejsza niż ostatnio aktywność inwestorów.
To wskazywało na cofnięcie się popytu, a nie silniejszą podaż akcji. Mimo powrotu zwyżek na nasz parkiet nie ma jednoznacznego rozstrzygnięcia dylematu, czy ostatnie dni są jedynie przystankiem po forsownym ruchu w górę, czy też okresem dystrybucji walorów i wstępem do mocniejszej korekty. Mimo że wciąż brakuje wyraźnego sygnału do pozbywania się akcji, na wyobraźnię działa porównanie obecnego wzrostu cen akcji z tymi, jakie następowały po ukształtowaniu dołka bessy po pęknięciu internetowego bąbla w I połowie obecnej dekady.
Bez względu na to, czy porównamy zwyżkę z ostatnich tygodni z tą po ustanowieniu dołka jesienią 2002 r., czy wiosną 2003 r., wypada ona znacznie bardziej imponująco, choć początkowo wykazywała podobieństwo z tamtymi ruchami. Takie dysproporcje można byłoby tłumaczyć większą skalą wyprzedaży w aktualnej bessie, niż w tej po pęknięciu internetowego bąbla. Taką tezę trudno jednak bronić, bo skala kłopotów gospodarczych jest nieporównywalna z poprzednią recesją (której i tak nie było).
Takie tłumaczenie musiałoby się wiązać też z przekonaniem, że w pierwszych tygodniach tego roku inwestorzy wyolbrzymili problemy i niepotrzebnie wyprzedawali akcje. W świetle większości danych makroekonomicznych i wyników spółek za I kwartał, które były fatalne, takie założenie też nie jest zasadne. Pozostaje więc przypisać "winę" nadziejom na to, że plany po- mocowe rządów i obniżki stóp procentowych przyniosą efekty. Nadzieje jednak nie zawsze znajdują odzwierciedlenie w rzeczywistości.
Na coraz większą uwagę zasługuje amerykański rynek obligacji. Nie można wykluczyć, że kilka ostatnich sesji było na nim bardzo istotnych w perspektywie kolejnych miesięcy. Rentowność 10-letnich papierów skarbowych przekroczyła barierę 3,2 proc., związaną z dołkiem ustanowionym w czasie poprzedniej recesji. W długofalowym scenariuszu takie zachowanie jest wyrazem obaw przed nasileniem się inflacji. Ważne przy tym, czy miałaby ona być skutkiem ożywienia gospodarczego, czy jedynie konsekwencją pompowania pieniędzy w gospodarkę. Tak czy inaczej ostatnie wydarzenia mogą zapowiadać spadek cen obligacji na dłużej. Dla rynków akcji taki scenariusz stanowiłby poważne wyzwanie.