Z technicznego punktu widzenia indeks S&P 500 odbił się od poziomu 927,75 pkt, czyli szczytu z 6 stycznia br. Wyżej jest jeszcze bardzo ważna średnia SK200 na poziomie 948 pkt. Biorąc pod uwagę skalę ostatnich wzrostów, chęć realizacji zysków przez inwestorów nie może dziwić. Jednocześnie najszybsze wskaźniki zostały schłodzone, co, o ile panujący trend potrwa, może stanowić sygnał do zakończenia korekty. Oczywiście papiery bardziej długoterminowe są od dawna wykupione.
Jednocześnie widać ostrożność inwestorów, którzy przez ostatnie kilka sesji chętnie kupują spółki defensywne i złote, a sprzedają finansowe.Jednocześnie utrzymuje się wiele argumentów za zdwojoną ostrożnością. O wielu z nich wspominam od dawna, a obecnie zaczynają się materializować. Pierwszym jest osłabienie dolara, które przybiera na sile. Jeżeli będzie bardziej dynamiczne, może spowodować zmniejszenie atrakcyjności inwestycji w amerykańskie akcje oraz pogorszenie terms of trade krajów eksportujących.
Dodatkowo cały czas rosną rynkowe stopy procentowe w USA. Wzrost rentowności obligacji amerykańskich, i to mimo interwencji Fedu, stanowi coraz większą konkurencję dla inwestycji w spółki, a także stanowi zagrożenie dla taniego finansowania długu federalnego. Rosnąca rentowność obligacji daje wyraz również obawom inflacyjnym, o czym przekonują także rosnące ceny ropy i złota.
Oba te czynniki wskazują również na wzrost apetytu na ryzyko i odpływ kapitałów z safe havens, jakim są dolar i obligacje rządowe. Wskaźniki nastroju także nakazują znaczną ostrożność. Investor Intelligence ma poziom bliski 70 (niewidziany od 2007 r.), co świadczy o największym optymizmie inwestorów od początku bessy.
Na naszym podwórku również można znaleźć powody do pesymizmu. Największym problemem, moim zdaniem, jest sytuacja budżetu. Jeśli recesja będzie trwać, a deficyt powiększać się, to nasz kraj będzie miał spory problem. Szybko możemy sobie przypomnieć o kłopotach z rolowaniem długu państwa i korporacji, w tym szczególnie banków.