Jednej z przyczyn takiego relatywnie mocniejszego zachowania naszego parkietu upatrywałbym w deklaracji premiera D. Tuska o tym, że w przyszłym roku nie będzie wstrzymana wypłata składek do OFE. Dodatkowo nasz rynek zupełnie nie skorzystał na podbiciu notowań w zeszłym tygodniu, przez co jest znacznie bardziej wyprzedany według wskaźników technicznych.
W nieco szerszym kontekście trwamy w korekcie wzrostów zapoczątkowanych w sierpniu. Moim zdaniem korekta ta może jeszcze trochę potrwać, ale powoli zmierzamy ku jej zakończeniu. Jeśli chodzi o poziomy docelowe, to są one niezmienne: 1150–1160 punktów w przypadku indeksu S&P 500. W przypadku indeksu
WIG20 pożądane byłoby naruszenie poziomu 2600. Taka głębokość korekty pozwoliłaby na odpowiednie schłodzenie nastrojów, które w ostatniej fazie fali wzrostowej zaczynały nabierać znamion euforii.Jednak równie dobrze korekta może już mieć się ku końcowi. Wskaźnik MACD dla obu indeksów zbliża się do okolic zera. Obrona tego poziomu potwierdzona sygnałem kupna na oscylatorze poprowadziłaby rynek ku nowym szczytom.
Obecnie znowu na tapecie mamy problemy budżetowe państw europejskich oraz zacieśnianie polityki pieniężnej w Chinach. Żaden z tych powodów pogorszenia się koniunktury giełdowej nie jest nowy i raczej nie powinien mieć długotrwałego wpływu na rynki. Bezpośrednią faktyczną przyczyną spadków jest po prostu skala poprzedzających je wzrostów.
Jeśli popatrzymy na ostatnie dane makro, to widać, że dramatu raczej nie ma. Fantastyczne dane z niemieckiej gospodarki (wczorajsze IFO na poziomie 109,3, dzień wcześniej PMI dla przemysłu i usług na poziomie powyżej 58 pkt) będą podtrzymywać dobrą koniunkturę również w Polsce. Inne dane może nie są aż tak dobre, ale też daleko im do odczytów recesyjnych (np. wzrost amerykańskiego PKB o około 3 proc.). Jeśli dodamy do tego pewność utrzymywania luźnej polityki fiskalnej przez Fed, mamy przepis na wzrost cen akcji i surowców.