Fala odpływu kapitału przyjęła postać panicznej ucieczki i wyprzedaży akcji, mimo dość powszechnie panującego poglądu, że na rynku jest dość tanio, a wyceny są atrakcyjne. Oczywiście to, że jest bardzo tanio, nie oznacza, że rynek osiągnął dno, emocje mogą przesunąć wyceny do dowolnie abstrakcyjnych poziomów, zarówno w górę, jak i w dół. Jednakże punktem zaczepienia dla scenariusza końca spadków może być fakt zatrzymania indeksu S&P 18 maja na poziomie 1290 pkt, który to poziom zbiega się z 300-sesyjną średnią oraz 38,2-proc. korektą całej fali wzrostowej zapoczątkowanej w październiku ub.r. Być może wszyscy zdążyli już zapomnieć o scenariuszu, w którym po najlepszym od kilkunastu lat kwartale dla rynku amerykańskiego przyszedł okres nieuniknionej korekty. Zbiegła się ona z nasileniem ryzyka politycznego i posłała rynki Hiszpanii, Włoch czy Grecji na nowe dołki bessy lub blisko poziomów po upadku Lehmana. Tymczasem mamy za sobą kilkanaście kwartałów rekordowo niskich stóp procentowych, przyzwoitych wyników spółek, poprawiania efektywności i odkładania inwestycji na lepsze czasy – bardziej stabilne i przewidywalne. W tym momencie czynniki te nie są brane pod uwagę, ponieważ nie widać bliskiej perspektywy zmniejszenia ryzyka systemowego, a pewne jest, że problemy strefy euro będą powracały. Sądzę, że najważniejszych informacji co do perspektyw dla rynków akcji dostarczać będą nam czynniki płynnościowe, a na razie z tej strony widać silne wsparcie dla rynków.