Na razie w tym roku sytuacja krajowego rynku akcji rozwija się w bardzo dobrym kierunku, a do tego w ostatnich tygodniach jest on silniejszy od rynków globalnych. Jak długo może się to utrzymać?
Z ostatnich danych na temat obrotów na polskiej giełdzie wynika, że około dwóch trzecich stanowi zagranica. Przypomnijmy, że przed kryzysem w pierwszej dekadzie wieku obroty rozkładały się mniej więcej po równo między krajowych inwestorów indywidualnych, instytucjonalnych oraz zagranicznych. Krótko mówiąc, jesteśmy modni. Polska jest oczywiście tylko fragmencikiem w palecie rynków wschodzących, stanowiąc w nim zaledwie 1,5 proc. Dziś dużo zatem zależy od zagranicznych funduszy. Na pewno magnesem jest uruchomienie środków z KPO oraz mocne dane makro, które pokazują, że nasza gospodarka wygląda zdrowo. Wydaje mi się, że historycznie, jako Polacy, mamy pasję czy presję na sukces. Jesteśmy chyba najlepszą z gospodarek w Europie od 1990 r., i w pierwszej szóstce na świecie, w której są m.in. Chiny i inne dynamiczne kraje rozwijające. Sam też ciepło myślę o polskich spółkach czy gospodarce, która przyzwyczaiła nas do wzrostów.
Sytuacja gospodarcza jednak nie zawsze przekładała się na rynek kapitałowy?
W krótkim terminie ważna jest kwestia przepływów i najwyraźniej zarządzający globalnymi funduszami uznali, że inwestycja w Polskę będzie dobrym pomysłem. Zdecydowanie wyróżniamy się w Europie, mieliśmy i nadal mamy jedne z lepszych wyników makro. Bywa oczywiście, że giełda nie jest niestety tak „uprzejma”, by z dokładnością do sześciu miesięcy dyskontować sytuację gospodarczą. Niestety też nieprzewidywalne są takie rzeczy jak napływy, mody, obawy, tudzież wojny, jak ostatnio. Wciąż jednak – patrząc przez pryzmat fundamentów makro – jesteśmy atrakcyjnym rynkiem. Sporo ostatnio pojawiło się podsumowań z okazji 20-lecia Polski w Unii Europejskiej. Jedno z nich mówi o skoku Polski z 47 na 80 proc. średniego PKB w UE i to chyba najlepsze podsumowanie.
Polskiej gospodarce nic nie grozi?