W obliczu eskalacji konfliktu w Ukrainie i drastycznych sankcji nałożonych na Rosję wiele firm musiało zweryfikować swoje plany dotyczące działalności na rynkach wschodnich. Te z nich, które miały swoje fabryki za naszą wschodnią granicą, już wstrzymują produkcję, a ograniczają sprzedaż. Zapewne wkrótce dołączą do nich kolejne, ponieważ część firm wciąż analizuje sytuację. Prowadzenie normalnej działalności produkcyjnej czy sprzedaży na tych rynkach już jest znacznie utrudnione, a niebawem może być całkowicie niemożliwe.
Problemów przybywa
Jak zauważa Piotr Popławski, ekonomista ING Banku Śląskiego, ekspozycja handlowa Polski do Ukrainy i Rosji nie jest duża i wynosi ok. 5 proc. łącznego eksportu (z czego niecałe 3 proc. przypada na Rosję). – Obawiamy się jednak, że spadek obrotów handlowych z tymi państwami będzie większy niż 50 proc. W polskich producentów uderzą sankcje odwetowe Rosji (a tych ciągle nie znamy), podobnie jak w 2014 r. Dokłada się do tego dramatyczna deprecjacja lokalnych walut, która czyni polskie produkty nieatrakcyjnymi cenowo – wskazuje ekspert.
W dużej niepewności są firmy posiadające aktywa w Rosji: zdaniem eksperta muszą liczyć się co najmniej z sankcjami ze strony państwa, o ile ich majątek nie zostanie w całości lub częściowo znacjonalizowany. – To prawdopodobna odpowiedź Rosji na sankcje Zachodu, szczególnie zamrożenie znacznej części aktywów banku centralnego. Działania wojenne w Ukrainie ciągle też trwają, a media donoszą o coraz częstszych atakach na cele cywilne. Zniszczenia majątku produkcyjnego wydają się bardzo prawdopodobne – uważa.
Do tego dochodzą też zakłócenia w łańcuchach dostaw. Problem ten już dotknął polskie fabryki Volkswagena, które od 10 marca czasowo wstrzymają produkcję. Niedobory materiałów dotyczą m. in. wiązek elektrycznych produkowanych w Ukrainie.