W 2011 r. informowaliście, że w tym roku chcielibyście przedsprzedać około 500 mieszkań. W pierwszym półroczu sprzedaliście zaledwie 168 lokali. Czy w związku z tym te prognozy są aktualne? Rynek mieszkaniowy boryka się raczej ze spadkiem niż ze wzrostem popytu...
Podtrzymujemy wcześniejsze założenia nawet mimo tego, że rynek nie jest prosty. Odchylenia od naszych szacunków nie powinny przekroczyć 10 proc. w którąkolwiek ze stron. Naszym atutem jest to, że w Warszawie dzielimy inwestycje na kilka etapów. Dzięki temu w zależności od preferencji cenowych klienci mogą wybrać mieszkania gotowe lub w trakcie budowy. Mogą też zobaczyć, w jakim standardzie wykonujemy mieszkania. Naszym atutem jest też to, że w ciągu ostatnich dwóch lat większy nacisk położyliśmy na rozwój w segmencie średnim i popularnym, a nie w wyższych segmentach, jak to miało miejsce wcześniej. Budujemy też mniejsze mieszkania. Dzięki temu nasza oferta jest wciąż dopasowana do potrzeb klientów. Nie obawiałbym się też dalszego spadku popytu, gdyż ceny są już na bardzo niskim poziomie.
To dobry czas na zakupy, gdyż WIBOR nie może ciągle znajdować się w pobliżu 4–4,5 proc., podczas gdy LIBOR jest bliski zera. WIBOR też w końcu spadnie, a wtedy ceny mieszkań pójdą w górę.
A co z ograniczeniem akcji kredytowej przez banki?
Obecna restrykcyjna polityka kredytowa banków idzie w parze z niechęcią Polaków do zadłużania się, a sprzyja temu generalna niepewność panująca na całym rynku. Efekt jest taki, że proces decyzyjny kupujących wydłuża się ponieważ obawiają się wysokiego zadłużenia, mając przed sobą niestabilną przyszłość. Taka sytuacja trwa już jednak od ponad roku i deweloperzy mieli czas na dostosowanie swojej oferty do aktualnych możliwości zakupowych klienta.