Ach, te oczywiste oczywistości

Są takie pojęcia, które narodziły się dość niedawno i opisują ważne aspekty naszej rzeczywistości. A nawet ułatwiają nam ją rozpoznać.

Publikacja: 10.02.2025 06:00

Ludwik Sobolewski, były prezes giełd (Warszawa, Bukareszt), prawnik, menedżer, autor książki "Po pro

Ludwik Sobolewski, były prezes giełd (Warszawa, Bukareszt), prawnik, menedżer, autor książki "Po prostu to zrobić"

Foto: materiały prasowe

Poza tym są modne, a świadczy o tym częstość ich używania. W przeciwieństwie do różnych „słów roku” nie mają ani terminu ważności, ani się nie starzeją szybko.

To by sugerowało, że były i są potrzebne, że zagościły w naszym języku jako niezbędny składnik percepcji tego, co zaistniało w świecie realnym.

Takim pojęciem jest celebryctwo. Celebrytą nie każdy może być. Trzeba się nie tylko wyróżnić z tłumu, ale umieć wejść na piedestał, na górę społecznej hierarchii. Celebryta to ktoś silniejszy niż influencer, nawet wielkozasięgowy, nie mówiąc o starych, poczciwych „osobach publicznych”, których jest bez liku.

Mamy to zjawisko celebryctwa w każdej dziedzinie istotnej dla nas, inwestorów i przedsiębiorców.

W polityce, w pierwszym rzędzie, oczywiście, nasz prezydent Donald Trump. Piszę świadomie „nasz prezydent”, bo przecież Trump nie jest tylko i po prostu prezydentem USA. To globalny influencer, realnie wpływający na sprawy rozgrywające się poza terytorium swego kraju. I nawet nie chodzi mi teraz o działania polityczne czy polityczno-gospodarcze, jak zapowiadane aneksje, wojny handlowe, konflikty militarne i tym podobne. Mam na myśli to, o czym rozmawiamy. Jakie tematy podejmujemy. To, że nie tylko śmiejemy się z memów, lecz także uruchamiamy własną refleksję. A zatem rzecz w tym, że prezydent USA mebluje nam głowy, bo nie można pozostać obojętnym wobec i jego postawy, i agendy problemów, jaką ustanawia.

Podobnie jest z Javierem Mileiem, prezydentem Argentyny. Nie tak dawno temu wystąpił w Davos. Przejeżdża Argentynę walcem zmian i jest najwyżej w połowie tego zajęcia. W Davos jednak nie rozwodził się nad osiągnięciami – rzeczywistymi, nie zmyślonymi – w wydobywaniu z otchłani gospodarki swego kraju, lecz dał wykład na temat ideologii woke. Właściwie był to jeden wielki retoryczny policzek wymierzony, szacuję, co najmniej dwóm trzecim słuchającego go audytorium. Podobne audytorium oklaskiwało wcześniej tych, których Milei chłostał. Po czym żarliwie oklaskiwało Mileia, gdy już skończył swą tyradę. Dobrze brzmiał i wybrzmiał, zaznaczając swoją charyzmę, na tle ludzików, którzy będą karnie podporządkowywać się każdemu, kto ma cojones. Milei ma. Notabene w historii często masa konformistycznych ludzików okazywała się niebezpieczna. Nie należy tego fenomenu lekceważyć.

I jest to też czas liderów biznesu. Nie wszystkich da się co prawda podejrzewać o jakąś wielką charyzmę czy magnetyzującą osobowość. Taki Zuckerberg nieodmiennie sprawia na mnie wrażenie gościa, który sprzedaje hamburgery. Albo że jego pies nasikał komuś na buty w czasie spaceru ze swoim panem i teraz nie wiadomo, co zrobić. Ale już Bezos ma silniejsze papiery na celebrytę, choć nie jest wiele bardziej ekspresywny niż Mark. Nadrabia wszelkie niedostatki charyzmy swoją przyjaciółką Lauren Sanchez, która potrafi się tak ubrać na inaugurację prezydentury Trumpa, że potem pewne elementy stroju analizuje nawet BBC. Zresztą nie wiem, czy to jest wtedy coś bardziej na temat Lauren, czy na temat BBC. A Musk to już celebryta najbardziej zaawansowany. Jest jeszcze szef Nvidii, kilku Hindusów, Chińczyków, a z Europejczyków być może Bernard Arnault. Każdy może sobie zbudować listę, według własnego gustu, tytanów biznesu będących zarazem inspirującymi, wpływowymi i kontrowersyjnymi indywidualnościami, promieniującymi na cały świat.

W jakimś stopniu tak było zawsze, ale dziś siła osobowości jest wzmocniona przez technologie komunikacji. Poza tym polityka i biznes się integrują, a nie separują od siebie. „Dolina” (dziś właściwie dwie Doliny, jedna w Kalifornii, druga w Teksasie) nie dostałaby nowych skrzydeł bez afiliacji przy Trumpie, ale i Trump pozyskał, mam wrażenie, dodatkowe zasoby sprawczości dzięki temu aliansowi.

Porzucam w tym momencie wszelkie tony sarkazmu i ironii, wszelkie dygresje frywolne. Bo trzeba powiedzieć i to, że celebryci władzy i biznesu nie są kreacjami z papieru. To nie jest żaden dmuchany ryż, lecz, jak to się mówi dziś w marketingu, samo mięso. I nie tylko osiągnięcia jako takie, lecz także to, dzięki czemu były one możliwe i okazują się względnie trwałe.

Jest zastanawiające, że charyzma wciąż zdolna jest generować energię zmiany. Bo niby mogłoby się wydawać, że rządzą procedury i techniczne zasady osiągania celów. Powstaje armia agentów AI, zaś w ciągu najbliższych kilkunastu lat populacja robotów przewyższy populację ludzi (na planecie). A jednak to nie eliminuje roli tych ludzkich postaci, które wyrastają ponad przeciętny poziom inteligencji, wyobraźni i zaufania do samych siebie. Wręcz przeciwnie, w świecie sterowanym technologicznie ich gwiazdy jaśnieją nawet jeszcze bardziej.

Na tym tle bardzo dobrze widać problem, który ma Europa. W Polsce i w naszym unijnym systemie mania regulacyjna tłumi przywództwo i nie pozwala zaistnieć charyzmatycznym liderom. Zamiast tego jest kontrola.

Już Maria Pawlikowska-Jasnorzewska odkryła, że można żyć bez powietrza. Wprawdzie cierpiąc. Tylko, pytam się, po co?

Felietony
Obawy przed odradzającą się inflacją przesadzone?
Felietony
Czas na opamiętanie legislacyjne
Felietony
Inwestowanie w familijną przyszłość poprzez fundację rodzinną
Felietony
Trump zwiększy inflację
Felietony
Inspiracje z krajów nordyckich
Felietony
Moje nieszkodliwe rekomendacje