Regulacje a potrzeby klientów – co ważniejsze?

Obecna gospodarka to już jest sam w sobie skomplikowany system. To po co dodatkowo tworzyć za pieniądze podatników labirynt regulacji, którego pokonanie pochłania zasoby i środki, które mogłyby być lepiej wykorzystane?

Publikacja: 03.02.2025 06:00

Marcin Materna, CFA, doradca inwestycyjny, BM Banku Millennium

Marcin Materna, CFA, doradca inwestycyjny, BM Banku Millennium

Foto: materiały prasowe/D. Sobieski

„ESMA opublikowała opinię w sprawie interakcji między output floor a wymogami P2R w kontekście mandatu określonego w dyrektywie w sprawie CRD. W opinii uznano, że nominalna kwota P2R nie powinna wzrosnąć w wyniku związania instytucji dolnym limitem wyjściowym i podkreślono możliwość podwójnego liczenia przy ustalaniu P2R ryzyk już objętych skutkami wiążącego dolnego limitu wyjściowego. W opinii opisano, w jaki sposób należy tymczasowo obliczać P2R w oparciu o łączną kwotę TREA bez dolnego progu, gdy instytucja po raz pierwszy zostanie związana dolnym progiem wyniku, stosując wartość procentową P2R podaną wcześniej w następstwie ostatniego cyklu SREP”.

W ostatnich latach pojawiło się w regulacjach sektora finansowego wiele nowych skrótów (CASP, DORA, ESG, MTS, MiFID, MiFIR, MICA, RODO, AI Act, CMU, AML, FACTA, SIFI, EBA itp.) wraz z rosnącym pakietem uregulowań dotyczących tych dziedzin. Pokazuje to w części skalę przeregulowania rynku finansowego (i liczbę instytucji, które zajmują się tworzeniem nowych), a zwłaszcza segmentu związanego z inwestycjami. Instytucje, takie jak domy maklerskie czy TFI, coraz więcej czasu i środków przeznaczają na dostosowanie się do pojawiających się nowych uregulowań (zazwyczaj unijnych), a coraz mniej biznesowi czy edukacji klientów.

Dodajmy do tego, że – jak często zgłaszają specjaliści – często trudno dociec, jaki jest faktyczny cel danej regulacji, poza samym jej istnieniem, ewentualnie próbą rozwiązania często dość niszowego problemu czy wprowadzeniem kolejnej już warstwy ochrony klienta.

Firmy finansowe muszą więc działać po omacku, aby ją najpierw zinterpretować, a potem wdrożyć. Zwiększenie liczby regulacji dotyczy także innych branż, głównie za sprawą rosnących w szalonym tempie przepisów dotyczących ESG. Fakt, może i taki stan generuje dodatkowy PKB (w końcu za te wdrożenia trzeba płacić i zatrudniać zajmujących się nimi pracowników czy firmy zewnętrzne, co znajduje odzwierciedlenie w pozycji np. usługi w tabelach GUS), ale czy o takie PKB nam chodzi?

Dochodzimy do punktu, gdy stworzenie nowego produktu czy usługi będzie już zbyt utrudnione. Ryzyko nieświadomego niedostosowania się do przepisu (czy wręcz wystawienie się na niebezpieczeństwo powstania nowego, który zadziała wstecz), skutkujące potencjalnymi karami/przegranymi procesami, będzie już zbyt duże. W niektórych krajach na uczelniach spada poziom debaty czy dyskusji, bo kadra profesorska w obawie o oskarżenia nie podejmuje już skomplikowanych czy kontrowersyjnych tematów.

Czy to samo czeka rynki finansowe (czy wkrótce np. dział produktów opartych na AI kierowanych do klienta detalicznego), gdzie z obawy o kary czy ryzyko pozwu, przed którymi nie da się zabezpieczyć nawet najlepszą umową, spółki ograniczą ofertę do najprostszej (co nie znaczy, niestety, najlepszej), czy wręcz zaprzestaną świadczenia danej usługi? Czy dopiero wtedy przyjdzie otrzeźwienie, gdy ten czy inny rynek przestanie się rozwijać... A często będzie wręcz przeciwnie, z tym że rozwój będzie następował poza obszarem będącym w zasięgu uregulowań Unii.

Obecna gospodarka to już jest sam w sobie skomplikowany system, po co jeszcze dodatkowo tworzyć za pieniądze podatników (których ostatnio budżetom brakuje) labirynt regulacji, którego pokonanie pochłania zasoby i środki, które mogłyby być wykorzystane gdzie indziej. W tym kontekście pomysły niektórych polityków na zmniejszenie biurokracji mogą więc budzić całkiem uzasadnione zainteresowanie.

PS. Może szkoda, że nawet w jednej czwartej jak powyższe nie jest uregulowany sektor szeroko rozumianej administracji państwowej... Spór sądowy vs Skarb Państwa czy reklamacja jakości świadczonej usługi do rozwiązania w 30 dni. Lub, Skarb Państwa z automatu przegrywa, konieczność zapewnienia ciągłości świadczenia usługi dla obywatela np. w służbie zdrowia, ciągłe monitorowanie i raportowanie poziomu satysfakcji „klientów” i liczby reklamacji, jasno zdefiniowane standardy co do zakresu i terminu wykonania usługi (np. sprawa sądowa, zabieg w szpitalu, decyzja administracyjna), przyjazność sądów dla „konsumentów” usług państwowych czy podatników (czyli „klientów płacących za produkt/usługę”), podobna do tej, jaka panuje obecnie na linii konsument–duża korporacja. No, ale to by generowało ogromne koszty, których ustawodawca nie zamierza na siebie nakładać. Jednocześnie ma on niewiele oporów, aby obarczać nimi – jako konsekwencją kolejnych narzuconych obowiązków – podmioty prywatne.

Felietony
Moje nieszkodliwe rekomendacje
Felietony
Szarada legislacyjna
Felietony
Obligacje w odwrocie, ale nie w Chinach
Felietony
Cele na nowy rok
Felietony
Umarł król, niech żyje król!
Felietony
Indie mogą być ważnym partnerem handlowym Polski