Listing Act niejedno ma imię

Mamy nowe prawo unijne, jeszcze zupełnie świeże. Weszło już do naszego języka jako Listing Act i na pewno w nim jako taki pozostanie. Tak jak inne mifidy i mary.

Publikacja: 16.12.2024 06:00

Ludwik Sobolewski, były prezes giełd (Warszawa, Bukareszt), prawnik, menedżer, autor książki "Po pro

Ludwik Sobolewski, były prezes giełd (Warszawa, Bukareszt), prawnik, menedżer, autor książki "Po prostu to zrobić"

Foto: materiały prasowe

Najnowszy wynalazek brukselski przyjęty został u nas euforycznie, co nakazuje w istocie rzeczy odnieść się do niego z ostrożnością. Przecież mieliśmy już przykłady regulacji cieszących się wybitną promocją, które jednak okazały się zupełną porażką, żeby nie powiedzieć, że drwiną z potrzeb rynku kapitałowego. Przykładem w tej materii najbardziej wyrazistym jest ustawa o rozwoju rynku finansowego, powszechnie znana jako „warzywniak”. Ba, gdyby miało chodzić o „rozwój rynku finansowego” li tylko, ale w tytule jest nawet bardziej dobitnie, o „zapewnieniu rozwoju”. Tymczasem „warzywniak” ma z zapewnieniem rozwoju mniej więcej tyle wspólnego co demokracja socjalistyczna miała wspólnego z demokracją.

Trzeba jednak zmienić ton, kiedy się przystępuje do oceny Listing Actu. Bo zaskakujące, ale to jest, ogólnie rzecz biorąc, regulacja prorozwojowa. I widać od razu, że żaden nadmierny konsensualizm nie wypaczył deklarowanych intencji, że ma być liberalniej i prorynkowo. Pytanie tylko, czy to jest rzeczywiście rewolucja, jak wielu twierdzi, czy nie, i czy to wszystko jest dobrze pomyślane, czy tylko jako tako dobrze.

Rewolucją mają być nowe przypadki bezprospektowe. Nowe jak nowe, bo w pewnym stopniu istniejące i wcześniej. Ale jednak bardziej nowe, bo można je teraz określić jako wyjątki zarówno ofertowe, jak i dopuszczeniowe. Czyli brak obowiązku sporządzania prospektu dla ofert lub dopuszczenia papierów wartościowych takich samych jak już notowane, jeśli nowe stanowią poniżej 30 proc. wolumenu notowanych, oraz taki sam brak obowiązku, bez limitu ilościowego, w przypadku emitentów obecnych na rynku przez co najmniej 18 miesięcy. Co dla nas ważne, dotyczy to rynku regulowanego ,a także rynku rozwoju MŚP, zatem obejmie NewConnect. W tym miejscu trzeba złożyć wyrazy uznania ekipie Marka Dietla, która w roku 2019 uzyskała dla NewConnect status rynku rozwoju MŚP. Ta, wydawało się wówczas, ornamentacyjna zmiana dziś daje korzyść w postaci aplikacji kluczowych postanowień Listing Actu.

Oczywiście można wybrzydzać.

Po pierwsze, kiedy Unia zrezygnuje z tych procentów (teraz 30) oraz miesięcy (18)? Przecież na dobrą sprawę zachodzi tu brak spójności z uzasadnieniem, głoszącym, i słusznie, że spółka publiczna jest i tak zobowiązana do ujawniania informacji, zatem po co prospekt. Toteż moim zdaniem każdy emitent, który zaistniał na rynku, powinien być zwolniony od obowiązku sporządzania prospektu przy każdej nowej emisji lub dopuszczaniu papierów bez jakichkolwiek ograniczeń ilościowych czy karencji w czasie. Już widzę, jak za kilka lat Unia triumfalnie ogłosi Listing Act II, w którym przyzna, że dotychczasowe regulacje wprawdzie działały rozwojowo, ale w ograniczonym stopniu (tak jak to robi w Listing Act, odnosząc się do wcześniejszych regulacji w jego motywach).

Po drugie, nie ma co demonizować kwestii prospektu. Nikt ich nie czyta, wiadomo, że jest to ciężar administracyjny, wcale nie kosztują koszmarnie dużo, a i KNF proceduje je całkiem sprawnie. Doradcy, a zwłaszcza prawnicy, już dawno nauczyli się je pisać. Zatem poszerzenie pola bezprospektowych wyjątków nie będzie żadną rewolucją. Co więcej, napisanie zwięzłego dokumentu – Listing Act mówi o liczbie stron, a nawet rozmiarze czcionki – wcale nie będzie trywialne. Powiedziałbym nawet, że będzie trudniejsze niż w przypadku prospektu, gdzie treści są schematyczne, redundują się i w ogóle możemy pisać na tylu stronach, na ilu się żywnie podoba (z wyjątkiem podsumowania). A weź teraz napisz „Pana Tadeusza”, żeby dzieło, ze wszystkimi ważnymi wątkami i postaciami, zawarte było nie w dwunastu księgach, a w jednej, i to liczącej kilkanaście stron. Wyzwanie jest, tym bardziej że tak jak przy prospektach swoją przydatność będą musieli udowodnić prawnicy. Jak wiadomo, zadaniem prospektu jest chronić emitenta przed odpowiedzialnością. Ta konieczność pozostaje nienaruszona. Stąd na pewno te krótkie dokumenty – ofertowy lub dopuszczeniowy – będą uzupełniane przez informacje włączane przez odesłanie. Wcale to zatem nie będzie takie krótkie. I wcale nie będzie bardziej komunikatywne, a to przecież cel główny. Wątpię również, by było radykalnie tańsze niż sporządzenie prospektu. Owszem, odpada zatwierdzanie przez KNF, ale to nie znaczy, że będzie można sobie pozwolić na mniej dyscypliny. Niezależnie od tego, czy KNF coś zatwierdza, zawsze dysponuje instrumentem w postaci zgłoszenia uwag, zawieszenia czy nakazania odwołania każdej oferty publicznej.

Właśnie, KNF. Komisja niczym tajemniczy Don Pedro z wypraw profesora Gąbki do Krainy Deszczowców już nas poinformowała, że wejście w życie Listing Actu oznacza ni mniej, ni więcej rozciągniecie przymusowego pośrednictwa domu maklerskiego na oferty zwane popularnie „ofertami do miliona euro”. Bo Listing Act skasował pewien przepis z regulacji prospektowej, a ten akurat przepis był użyty do definiowania zakresu polskiego wyjątku od pośrednictwa maklerskiego. Tak więc nie ma przepisu, to nie ma wyjątku. Komisja mogła wprawdzie powiedzieć, żeby się nie martwić, bo wystąpi z inicjatywą legislacyjną, by taki wyjątek wprowadzić w innym sformułowaniu, niezaczepionym o obecnie nieistniejący przepis europejski, ale wolała zachować się bardziej jak wspomniany Don Pedro niż jak dobrotliwy Baltazar Gąbka. Nie mamy nie tylko pańskiego płaszcza, ale w ogóle nie mamy żadnego płaszcza, i co nam pan zrobi.

Po czym od razu rozległ się lament, że będzie drożej, bo przecież pośrednictwo firmy inwestycyjnej kosztuje. Nie, proszę państwa, drożej nie będzie. Nie będzie, bo takie oferty, te do 1 miliona euro, w ogóle zanikną. Żaden bankowy dom maklerski nawet nie spojrzy w ich kierunku. A czy z niebankowymi będzie inaczej? Cóż, dom maklerski z reguły będzie się obawiał, że narazi się na kłopoty, zwłaszcza wobec KNF, jeśli podejmie się przeprowadzenia małej oferty dla spółki znajdującej się na wczesnym czy bardzo wczesnym etapie rozwoju, gdzie ryzyko, że spółka się wywróci, jest wysokie. A to w takiej kategorii małe oferty są najbardziej przydatne czy adekwatne.

Koniec końców nie wiem, czy Listing Act przyniesie nam aż tak wiele dobrego, jak by sugerowała euforia wywołana jego nadejściem. Jest tam jeszcze zaproszenie dla lokalnego regulatora do określenia wymogów dokumentacyjnych dla ofert poniżej progu prospektowego (próg to albo 12 mln, albo 5 mln euro, polski regulator z pewnością wybierze 5 mln; jestem też przekonany, że łagodnie nie będzie, jeśli chodzi o te wymogi, mimo że niby nie może być ostrzej niż w rozporządzeniu). I kilka innych pułapek. Na pewno w mieście otwarto nową restaurację, lecz w menu nie ma ani wytwornych i lekkich ostryg, ani choćby ośmiorniczek. Jest za to nowa koncepcja kotleta schabowego. Zobaczymy, jak często będzie zamawiany.

Felietony
Prognozy Saxo Banku mogą się (częściowo) sprawdzić
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Felietony
Wspólny manifest rynkowy
Felietony
Pora obudzić potencjał
Felietony
Kurs EUR/PLN na dłużej powinien pozostać w przedziale 4,25–4,40
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Felietony
A jednak może się kręcić. I to jak!
Felietony
Co i kiedy zmienia się w rozporządzeniu MAR?