Żyjemy w czasach, kiedy ochrona konsumentów doprowadzona jest do poziomu niekiedy graniczącego z absurdem. I podejście to rozciągane jest na inne dziedziny życia regulacyjnego, w tym na rynek kapitałowy. Działania regulatorów i nadzorców prowadzone są w taki sposób, jakby w interesie inwestorów było ograniczanie ryzyka straty. Tymczasem na rynku finansowym jest wystarczająco dużo bezpiecznych produktów – choćby obligacje skarbowe czy lokaty bankowe. Inwestorzy giełdowi świadomie odrzucają te możliwości na rzecz instrumentów dających szanse na większy zysk przy wyższym ryzyku.
Ograniczanie tego ryzyka musi doprowadzić do ograniczenia zysków. Im bardziej regulacje wymuszają prowadzenie bezpiecznego i przejrzystego biznesu, tym trudniej konkurować z nienotowanymi podmiotami i tym niższe zyski emitentów, a zatem także ich właścicieli, czyli inwestorów. I choć wszelkie hasła o podnoszeniu bezpieczeństwa rynku brzmią chwytliwie, inwestorzy nie dostają tego za darmo – płacą za to obniżeniem zysku, a przecież to potencjalny zysk jest dla nich głównym magnesem przyciągającym na giełdę.
Warto przy tym dodać, że system wymusza systematyczne pogarszanie sytuacji emitentów. Mamy tu do czynienia z regulacyjno-nadzorczym mechanizmem zapadkowym. Przy czym nie wynika to z jakichś chorych ambicji „raz wdrożonych regulacji i narzędzi nadzorczych nie oddamy nigdy”, ale ze zdrowej pragmatyki. Trudno wziąć na siebie odpowiedzialność za obniżenie wymogów, mając na względzie, że kiedy w przyszłości dojdzie do nadużyć (a dojdzie na pewno, niezależnie od poziomu regulacji i nadzoru), pojawią się zarzuty, że nadużycia te są skutkiem poluzowania regulacji lub nadzoru.
Należy podkreślić, że zarysowany powyżej problem dotyczy nie tylko wąskiego grona spółek i ich akcjonariuszy, ale powoduje poważne konsekwencje w wymiarze ekonomicznym i społecznym. Ograniczanie rozwoju giełdy prowadzi do: ograniczania rozwoju gospodarki, obniżenia poziomu bezpieczeństwa obrotu gospodarczego i większego ryzyka inwestorów.
Przełożenie na gospodarkę bierze się stąd, że ryzykowne przedsięwzięcia nie mogą być sfinansowane kredytem. Banki nie biorą na siebie ponadstandardowego ryzyka i bardzo dobrze – ich zadaniem jest dbałość o bezpieczeństwo pieniędzy deponentów. Dlatego najbardziej innowacyjne (ale jednocześnie ryzykowne) przedsięwzięcia najczęściej finansowane są za pośrednictwem rynku kapitałowego. Im mniejsza giełda, tym mniej pieniędzy na innowacje.