Czaszka i duże pieniądze

Inwestować można prawie we wszystko. Tak myślałem do niedawna. Teraz zastanawiam się, czy należy mówić „prawie”, czy też można ten wyraz z zupełnym spokojem pominąć.

Publikacja: 29.07.2024 06:00

Ludwik Sobolewski były prezes GPW i BVB, adwokat, autor książek i publikacji w mediach społecznościo

Ludwik Sobolewski były prezes GPW i BVB, adwokat, autor książek i publikacji w mediach społecznościowych, partner w Qualia AdVisory

Foto: materiały prasowe

Południowa Afryka. Słynna z wielu towarów i produktów. Na przykład z winnic i wina w RPA. Namibia z kolei jest producentem uranu. W tym regionie świata występuje też gaz i ropa naftowa (nie tylko w Angoli). Jest turystyka jako niezwykle ważne źródło dochodów budżetu i prywatnych przedsiębiorców w RPA, Namibii, Botswanie, Zimbabwe i tak dalej.

Południe kontynentu słynie również, od drugiej połowy XIX wieku, diamentami. Dzisiaj udział subkontynentu w światowej produkcji diamentów zmalał, ale to i tak druga pozycja w wydobyciu i handlu, zdaje się, że po Rosji. Największym afrykańskim dostawcą jest Botswana. Jednak to prowincje południowe, czyli dzisiejsza RPA, były sceną diamentowej gorączki, podobnej do kalifornijskiej gorączki złota. Wtedy powstała też kompania De Beers przy walnym udziale Cecila Rhodesa. Tego samego, który planował kolej Kair–Kapsztad, od którego imienia nazwano Rodezję (a właściwie dwa kraje, bo w tamtej epoce istniały Rodezja Północna i Południowa) i którego pomnik stoi – nadal – na terenie uniwersytetu oksfordzkiego. Stoi, mimo że studenci domagali się jego zburzenia, bo przecież Rhodes był bezkompromisowym kolonialistą i jego statua, zdaniem studentów, obraża nasze wartości. Notabene śmiem twierdzić, że chyba wyznaję podobne wartości, ale nie czuję, by pomnik Rhodesa ani czyjkolwiek inny je obrażał.

Kompania De Beers zajmowała się w co najmniej takim samym stopniu wydobyciem diamentów, co czymś w rodzaju deweloperki. Skupywała działki i potem wydzierżawiała je poszukiwaczom kamieni. Przy okazji wyposażała górników w narzędzia. To przypomina spryciarzy, którzy jako jedyni zarobili na gorączce złota w Ameryce, sprzedając poszukiwaczom szpadle i łopaty. Ale założyciele De Beers okazali się wszechstronniejsi. Spółka stała się światową potęgą w handlu diamentami. A przynosiło to krociowe zyski, bo znali się na czymś jeszcze. Na budowaniu narracji, budzeniu emocji i stwarzaniu symbolicznych skojarzeń. Twierdzi się bowiem, że to właśnie De Beers nadała cennemu minerałowi nowe znaczenie. Ni mniej, ni więcej, wmówiła światu, że wyraża on uczucia i że, co więcej, uczucie miłości w pełnym tego słowa znaczeniu można zamanifestować, jedynie gdy obdaruje się ukochaną kobietę diamentem (a raczej brylantem, wszystko jedno). Potem doszła do tego piosenka śpiewana przez jedną z najsławniejszych influencerek XX wieku Marilyn Monroe. Słowa „diamonds are a girl’s best friend” w filmie „Mężczyźni wolą blondynki” (dzisiaj taki tytuł raczej nie mógłby powstać w Hollywood) utrwaliły status diamentów jako doskonałego – i drogiego – środka ekspresji uczuć. Naprawdę, kto myśli, że sprzedaż oparta przede wszystkim na emocjonalnej wartości produktu, to wyłączna domena ery internetu, jest w błędzie.

Afryka ma wiele bogactw inwestycyjnych. Kontynent słynie ze znalezisk szczątków dinozaurów. Dobrze, ale co ma piernik do wiatraka?

Szkielety dinozaurów są licytowane na aukcjach najbardziej znanych domów aukcyjnych. Ceny sięgają milionów dolarów. Na przykład na aukcji Christie’s w roku 2020 szkielet tyranozaura (T. rex) o imieniu Stan sprzedano za ponad 30 milionów dolarów! Kiedy zaczynałem pisać ten felieton, zbliżała się aukcja Sotheby’s, na której miano wystawić szkielet stegozaura, któremu ludzie dali imię Apex. Eksperci szacowali możliwą do uzyskania cenę na zawartą w przedziale od 4 mln do 6 mln dolarów. To była i tak niska wycena, bo stegozaury żyły z grubsza 150 milionów lat temu, dwa razy dawniej niż tyranozaury, których jest z tego powodu więcej. Cena za Apeksa powinna być więc wyższa niż cena za Stana. Śpieszę dodać, że eksperci znowu się pomylili, i to drastycznie. W chwili, kiedy wysyłam ten felieton do druku, wiadomo już, że Apex stał się najdroższym dinozaurem w historii, osiągnąwszy cenę prawie 45 milionów dolarów.

Na rynku są nie tylko mniej lub bardziej kompletne szkielety, lecz także na przykład czaszki. Jak również pojedyncze kości. Tutaj jednak schodzimy z poziomu milionów do zaledwie setek tysięcy dolarów.

Na rynku są też obecni celebryci. Czaszkę pewnego tyranozaura licytowali jakiś czas temu Nicolas Cage i Leonardo DiCaprio. Leo nie okazał się aż takim wilkiem z Wall Street i licytację przegrał. Zwycięski Cage zapłacił za czaszkę przedpotopowego zwierza 276 tysięcy dolarów. Koniec końców to jednak Leo wyszedł na tym lepiej, bo potem okazało się, że czaszka nabyta przez Cage’a została nielegalnie wywieziona z pustyni Gobi w Mongolii. Czyli Nicolas dopuścił się paserstwa, zapewne nieumyślnego. Leo DiCaprio był zamieszany w jeszcze inną transakcję. W 2018 Russel Crowe, zaraz po tym jak się rozwiódł, co nieco go kosztowało, sprzedał czaszkę mozazaura. W Wikipedii czytam, że to olbrzymi gad morski. Żył między innymi na terenach dzisiejszej Polski (na terenach wodnych, rzecz jasna), czyli w jakimś sensie to swojak. Crowe kupił ten rarytas wcześniej od DiCapria. Sprzedał ponoć za dwukrotność ceny, którą zapłacił w tej pierwszej transakcji. Sto procent zysku w parę lat? To naprawdę dobry zarobek. Pod warunkiem że ma się właściwą czaszkę we właściwym momencie.

Czasy, w których żyjemy, naznaczone są beznamiętną technologią. Jednocześnie, a może właśnie dlatego, ludzie kupują przedmioty, które im się zwyczajnie podobają. Kiedyś modelowym przykładem takiego inwestowania z pasją była sztuka. Dziś mogą to być skafandry kosmiczne lub dinozaury. Co więcej, to pociąga za sobą coś, co na rynku giełdowym nazwalibyśmy obrotem wtórnym. Płynność tego obrotu może nie jest wielka, ale istnieje wiele niepłynnych rynków akcji czy niepłynnych spółek. Na tym tle dinozaury nie mają się czego wstydzić.

Gdyby czytelnicy zastanawiali się, skąd można czerpać takie informacje o  handlu dinozaurami, odpowiadam, że między innymi z…„Financial Timesa”. Lepszego źródła wiedzy o rynkach finansowych nie ma. Natomiast zastrzegam, że niniejszy felieton jest w niezwykle ograniczonym sensie źródłem wiedzy o dinozaurach.

Zainteresowani tematem mogą odwiedzić polski portal, dinoanimals.pl. Jest to fantastyczna skarbnica wiedzy o zwierzętach, w tym tych już wymarłych. Twórcami są znakomici specjaliści, między innymi paleontolodzy. To, że tacy naukowcy nadal istnieją, samo w sobie jest wzruszające. I jakie to jest ciekawe! Miesięcznie na strony portalu wchodzi 300–400 tysięcy (sic!) unikatowych użytkowników. W obliczu takich liczb można zacząć się zastanawiać, czy dinozaury na pewno wyginęły.

Felietony
Po co komu takie wrzutki?
Materiał Promocyjny
Czy samochód służbowy musi być nudny?
Felietony
Wybór biegłego wyprzedzi przepisy
Felietony
Inwestować jak Bill Gates
Felietony
Czyim największym problemem będą zmiany demograficzne?
Materiał Promocyjny
Transformacja na elektromobilność otwiera wiele nowych możliwości
Felietony
Ekonomia tokenizowana i rola zaufania
Felietony
Strategie na III kwartał